12 kwietnia 2013

Krótkie pościątko o diagnozie.

Tekst dla tych, którzy jęczą o niepotrzebnych badaniach. ;)

Testy, badania, ekhm-muje-dzikie-węże, po co to wszystko, ja jestem tak bardzo pewny swojej męskości! – żeby to jeden trans się tak rzucał... Zwłaszcza na początku, kiedy jest się jeszcze pełnym zapału, nie napotkało się pierwszych przeszkód i nie trzeba było się uczyć cierpliwego czekania. Wszyscy diagności tylko czekają z papierkiem w zębach, żeby młodemu transowi umożliwić zdobycie świata! Wszystko się załatwi, zakręci, popyta, pokombinuje! (Swoją drogą, tacy np. Niemcy nie mają odpowiednika do naszego „skombinować”, słyszałem, że to wyjątkowo NASZE słowo.) Tu jakiś świstek, tam się bajkę opowie, tu kumpel polecił, a gdzieś jeszcze ponoć od ręki załatwiają. Badania, testy? Potem! Ja chcę hormony, ja chcę sierść na twarzy, ja chcę chętne kobity u boku i krwawiących samców u stóp! Teraz, zaraz, natychmiast, a co, potrafię!

A tu klops, jakiś podły, przeklęty lekarz chce jakiś bzdurnych wyników i stopuje nieuniknioną ekspansję. Skandal, skandal! I szuka się innego, takiego, który nie będzie chciał badań lub będzie chciał ich mniej. Albo zmienia się tor diagnozy i idzie do lekarza innej specjalizacji. A nie dajcie bogowie, żeby spec chciał test prawdziwego życia albo żeby trans najpierw ogarnął swoje inne sprawy w życiu! Jak ma ogarnąć inne sprawy, kiedy na przeszkodzie stoi mu właśnie ten nieszczęsny transseksualizm? Przecież on by wszystko załatwił, wrogów rozdupcył, AIDS uleczył, tylko niech mu już dadzą te zastrzyki, operacje i dokumenty!

Po co są te wszystkie „bzdurne i niepotrzebne” badania? Ano po to, panowie, żebyście mogli z dumą powiedzieć „Jestem facetem!”, a nie „wydawało mi się facetem, zmieniłam dokumenty, a potem się okazało, że tylko miałam guza, który coś uciskał i wydawało mi się, że chcę siusiaka”. Te wszystkie testy, badania i wywiady mają wykluczyć choroby psychiczne lub schorzenia, które dają objawy podobne do transseksualizmu. I nie ma co się tego bać. Szczerze mówiąc, ja bym się nawet ucieszył – w końcu schorzenie często można wyleczyć i droga pewnie byłaby prostsza niż w przypadku transseksualizmu. No ale to zdanie wujka Grabieżcy. To wszystko nie jest wymyślone tylko po to, żeby zrobić wam na złość i przedłużyć procedury, nie, ma to sens. Im więcej, tym lepiej. Teraz to może trwać za długo, być za drogie, ale to tylko jeden jedyny raz w życiu – i macie to z głowy. Dlatego nie warto się burzyć, stroszyć i burmuszyć, tylko zwyczajnie podejść do tego, jak do każdej innej akcji w naszym przypadku. Ot, przejść, dostać papierek i iść dalej.

5 komentarzy:

  1. Żeby to w Polsce szło trochę szybciej (już nie mówię o procedurze ale choćby o wykonywaniu badań!) to jeszcze, a tak to ja nie widzę w tym żadnej dumy i się nie dziwię, że ludzie "kombinują" jak to szybciej obejść ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A-a, obchodzenia nie popieramy! Ale przejść - jak najbardziej. :p Mnie to zajęło ledwo pięć-sześć lat, cóż to jest... :p Ale mimo takiego czekania i tak bym bardziej się zajął zmianą sądu na urząd, to jest dopiero poracha.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja właśnie zaczynam diagnostykę i prawdę mówiąc - chociaż nosi mnie, żeby dostać te hormony - to też odpowiada mi te sześć miesięcy (przynajmniej u tego lekarza jest sześć miesięcy). Przynajmniej wszystko będzie jasne. Dla mnie to jest praktycznie pewne i nie wyobrażam sobie, żeby to było jakieś inne schorzenie, ale chodzi bardziej o otoczenie ;) jak pójdziesz sobie do kogoś, komu dużo zapłacisz i po miesiącu da ci hormony, to np. rodzice długo jeszcze będą się martwić, że to mogło być coś innego (albo jeszcze lepiej, okaże się, że to faktycznie było coś innego). Po takiej dogłębnej diagnostyce otoczenie na pewno trochę inaczej patrzy na twój mały problem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć,
    Panie Grabieżca. Delikatnie rzecz ujmując, mam mieszane uczucia co do powyższego wpisu. Sam Pan przez to wszystko przechodziłeś / przechodzisz, a piszesz jakbyś nie do końca rozumiał problem.
    Nie wiem jakich transów Ty znasz, ale spośród tych, których znam ja, raczej żaden się nie czepia ilości potrzebnych badań. Bo nie w tym rzecz! To, o co ludzie się słusznie oburzają, to brak jednolitych procedur i wynikająca z tego samowolka lekarzy. (Ten temat był już z resztą wałkowany do znudzenia.)
    Tłumacząc na przykładzie:
    Jeden lekarz daje receptę na pierwszej wizycie w zamian za możliwość "pooglądania" sobie pacjenta i porobienia rozbieranych fotek do celów bliżej nieokreślonych, a inny sztucznie przedłuża diagnostykę dając po jednym skierowaniu na każdej wizycie, chociaż celem powinno być chyba szybkie wykrycie ewentualnych schorzeń "udających" TS.
    Inaczej mówiąc: jeśli poważnie brać ryzyko, że ma człowiek np. guza mózgu, to powinien chyba dostać skierowanie na odpowiednie badania od razu, a nie po 4 miesiącach, podczas których jego stan może się pogorszyć.
    Inny jeszcze lekarz pomimo przeprowadzonej całej diagnostyki odwleka przepisanie hormonów i przy okazji znęca się psychicznie nad pacjentem. Pewnie wszystkie te historie kojarzysz. I dużo innych.
    Co do testu realnego życia, porządkowania innych spraw... Pomimo, że sam, jeszcze przed jakimkolwiek kontaktem z lekarzem przyjąłem taktykę funkcjonowania jako facet i ogarniania tych spraw, które w takich warunkach ogarnąć mogłem, to wiem, że nie każdy ma taką możliwość. Ja akurat miałem korzystną sytuację rodzinno - edukacyjno - finansową. Jak ktoś nie ma, to ryzykuje wpadnięcie w błędne koło. Nie muszę chyba tego tłumaczyć. Tak więc decyzja o teście realnego życia powinna należeć do pacjenta, a nie być uzależniona od widzimisię lekarza. (Bo lekarz nie zna konkretnej sytuacji lepiej niż pacjent.) Nie twierdzę, że każdy przedłuża diagnostykę akurat po to żeby zrobić krzywdę pacjentowi. (Może też chodzić o kasę za wizyty, lub o chronienie własnych czterech liter...)
    Podsumowując:
    Gdyby czas od pierwszej wizyty do rozpoczęcia leczenia był równy temu który jest realnie potrzebny na wykonanie wszystkich badań. Gdyby procedury z jednej strony pozwalały na w miarę szybkie wykluczenie innych schorzeń, z drugiej CHRONIŁY PACJENTA przed NADUŻYWANIEM WŁADZY przez lekarza, to by się nikt nie "rzucał", nie "stroszył", nie "burmuszył".
    Btw... Panie, te ostatnie sformułowania... Co to za język? Jak chcesz być traktowany poważnie, to traktuj poważnie czytelnika, bo za takie zwracanie się do ludzi, to kilkulatek miałby święte prawo Cię wyśmiać.
    Albo to: "Ja chcę hormony, ja chcę sierść na twarzy, ja chcę chętne kobity u boku i krwawiących samców u stóp! Teraz, zaraz, natychmiast, a co, potrafię!" Na serio tak to widzisz? Bo mnie się wydawało, że ludzie chcą po prostu, żeby im oddano ich prawo do godnego życia. Ironizowanie na ten temat, to kiepski pomysł.

    No i, żeby nie było, że znowu jakiś "młody trans, co to nie wie o czym mówi"... Jesteśmy, zdaje się, w podobnym wieku i na podobnym etapie leczenia. Też mam zwyczaj robić wszystko po kolei i działać w swoim tempie. Do lekarza (żaden z wymienionych wyżej ciężkich przypadków) poszedłem po dłuższym czasie jawnego funkcjonowania jako facet. Na hormony czekałem pół roku. Mastektomii nie przeszedłem, bo przez ostatni rok nie miałem czasu. (Studia dzienne na państwowej uczelni, praktyki zawodowe, sprawy rodzinne.) W te wakacje będzie czas. Niedługo mam pierwszą rozprawę. Sąd może mnie udupić ze względu na wadę genetyczną, a wtedy będzie po mnie, bo czekać, to jeszcze rozumiem, ale nie mieć możliwości normalnego życia to już lekka przesada. O absurdach z jakimi się spotkałem przez czas od rozpoczęcia diagnozy, do otrzymania opinii dla sądu też mógłbym sporo napisać.
    Pozdrawiam,
    Michał W.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z tym się zgodzę, zwłaszcza, że sytuacja trans w Polsce nie wygląda za ciekawie - nie mówię, że tragicznie - ale lekarze tak naprawdę g*wno wiedzą na ten temat i jak to leczyć. :/ No bo co to za lekarz, który od razu odsyła do Dulki? Nie może być też tak, że w Polsce jest elita lekarzy, która zna się na tym, ściąga niewiadomo ile kasy za to wszystko i jeszcze nadużywa swoich praw, nie mówiąc już o ich przekraczaniu... ;/ Chociaż niektórzy tsi są nie lepsi, jeden do mnie wyskoczył, czy jestem pewien, że chcę zmienić płeć, skoro nie jest to mój główny cel w życiu (kłóciłem się z nim wtedy, że robienie nagich fot za hormony jest złe). Także nie wiem, czy do końca można uznać kogoś takiego za ofiarę... Cytując moją znajomą:"jak znajdą się jelenie, to znajdzie się i taki, co to wykorzysta". A wracając do tematu lekarzy, to medota testów jest - jak dla mnie - beznadziejna i moja lekarka też tak uważa. Stwierdziła, że testy są żałosne i stereotypowe. A lekarz, który w głębokim poważaniu ma dobro pacjenta, będzie starał się mu wcisnąć jak najwięcej kitów, przy okazji robiąc z siebie niewiadomo jakiego znawcę.

    Ja nie jestem za tym, żeby cała procedura przebiegała w pośpiechu, ani za tym, żeby transostwo stawiać na najwyższym piedestale swojej egzystencji, trzeba mieć duży dystans do tego, siebie samego i pamiętać, że w życiu są rzeczy ważniejsze. Ale to, jak lekarze traktują transów w Polsce.... ._. Chwała niebiosom, że trafiłem na swoją lekarkę!!!!!!!!! Bo przed nią sytuacje w stylu:"ale dlaczego mam mówić do pani w formie męskiej" czy też otwieranie książki z komentarzem:"nooo, pani sytuacja życiowa mi tu odbiega od definicji".... Cóż, pozostawię to bez komentarza. '___'

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na zamknięcie bloga komentarze dostępne wyłącznie dla autora i moderatorów.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.