19 maja 2014

Dane w czasie podróży.

Wakacje coraz bliżej, dlatego dzisiaj krótki post o podróżowaniu z babskimi dokumentami.

Kupowanie biletów.
Bilety na okaziciela są najwygodniejsze. Możesz je kupić zarówno jako kobieta, jak i mężczyzna. Wystarczy pokazać, że bilet jest twój i nikt nie wymaga potwierdzenia tożsamości, ponieważ na bilecie nie ma żadnych danych. Przykładem są normalne (całe) bilety kolejowe kupowane w kasie. Sytuacja się trochę zmienia, kiedy korzystasz ze zniżki. Prawdopodobnie będziesz poproszony o pokazanie dokumentu, który cię do takiej zniżki uprawnia. Musi być on aktualny. Jest jednak duża szansa, że kontroler/sprzedający oleje całkowicie dane, skupiając się wyłącznie na zdjęciu i pieczątce/naklejce/dacie ważności. W przypadku biletów imiennych nie masz wyjścia jak posłużyć się tymi z dowodu, zwłaszcza kiedy trzeba wpisywać też jego numer. Podanie męskiego imienia może unieważnić cały bilet i uniemożliwić podróż. Przykładem są bilety lotnicze, kolejowe kupowane przez internet. W przypadku biletów lotniczych w ogóle zapomnij o podawaniu czegokolwiek niezgodnego z aktualnym stanem dowodu, bo możesz mieć spore problemy. Jeśli przy zamawianiu czegokolwiek wystarczy podać samo imię, wtedy możesz użyć dowolnego - zawsze jest wymówka w stylu "kolega dla mnie kupował".

Legitymowanie się.
Niezależnie od tego, jaka sytuacja zmusza cię do wylegitymowania się, najlepiej jest, żebyś miał dwa dokumenty ze zdjęciem. Zdarza się, nawet dość często, że transom o męskim wyglądzie kwestionuje się dowód osobisty. Oczywiście jest możliwość wezwania policji w takim przypadku, masz do tego prawo, ale obstawiam, że mało jest zwolenników robienia wielkiego szumu wokół babskich dokumentów. W takiej sytuacji pomocny jest drugi dokument ze zdjęciem - nie spotkałem się jeszcze, żeby ktoś odrzucił oba. Najprostszym wyjściem jest pilnowanie, czy zdjęcia są aktualne i odpowiadające twojemu męskiemu wyglądowi. Dobre zdjęcie z marszu ułatwia przeprawę z papierami.

Hotele, schroniska, hostele.
Jeśli podróżujesz sam, wszystkie rezerwacje musisz niestety robić na babskie dane - przy zameldowaniu będziesz musiał pokazać dowód, który zostanie spisany. Oczywiście możesz też zarezerwować na męskie, a potem wytłumaczyć, ale nie wiem, czy nie łatwiej jest jednak machnąć babskim dowodem niż tłumaczyć się przy innych gościach. W schronisku i hostelach dochodzi dodatkowo kwestia pokoju grupowego - żeńskiego, męskiego lub koedukacyjnego. Zazwyczaj nie ma problemu z przydzieleniem do męskiego, jeśli trans wygląda jak facet - również ze względu na komfort turystek w żeńskim. Jeśli podróżujesz z kimś, wszystkie rezerwacje mogą być robione na niego. W zależności od miejsca mogą w ogóle nie pytać o dane osoby towarzyszącej (najczęściej w hotelach) lub pytać dopiero w trakcie zameldowania. Jeśli pytają, zazwyczaj trzeba podać dane z dowodu - znowu pojawia się kwestia bycia spisanym. Przed podróżą warto podzwonić po potencjalnych noclegach i spytać, jak jest u niech ("bo jeszcze nie wiadomo, kto dokładnie pojedzie"). Jeśli podasz męskie dane przy rezerwacji, a na miejscu będziesz musiał się wylegitymować, wystarczy powiedzieć, że przyjechałeś za kogoś (on nie mógł, więc żeby się nie zmarnowało, to pojechałeś ty).

Łazienki.
Niezależnie od tego, pod jakimi danymi podróżujesz/przebywasz w hotelu, używasz tej łazienki, z której korzystasz na co dzień. Jeśli normalnie poszedłbyś do męskiej, to idziesz to męskiej, nawet jako Ania. Jeśli normalnie poszedłbyś do damskiej, to idziesz do damskiej, nawet jako Antek. Nigdy nie miałem żadnych problemów z tego powodu, tak samo moi znajomi. Co najwyżej ktoś spojrzy z większym zainteresowaniem i tyle. W takich miejscach jest duża rotacja ludzi i naprawdę nikt nie zada sobie trudu, żeby odnotować, gdzie chodzisz sikać/myć się.

Dodatkowo - spłaszczanie.
W trakcie przepraw różnymi środkami transportu, zwłaszcza wielogodzinnych i z masą tobołów, używaj najwygodniejszego spłaszczaka, jaki masz lub zastąp go bluzą/innym sposobem. Będziesz wystarczająco padnięty i bez martwienia się o wygląd klaty. Dźwiganie plecaka, układanie się do drzemek, przebieganie między peronami... To wszystko i tak zniszczy efekt spłaszczania, więc po co się dodatkowo męczyć. Zawsze możesz przebrać się w odpowiedni spłaszczak na postoju tuż przed punktem docelowym lub na miejscu. Sam tak robię, polecam. Pamiętaj też, żeby zabrać dodatkowe bandaże czy spłaszczaki - nigdy nie wiesz, kiedy przemokniesz od niespodziewanego deszczu, spocisz się od drałowania na przeniesiony przystanek czy zniszczysz spłaszczaka, zahaczając o jakiś wystający dzyngs. Jeśli chodzi o dłuższe wyjazdy, dobrze jest zapakować odrobinę płynu do prania (np. przelać do podróżnej buteleczki 100ml). Każdy rodzaj spłaszczaka można wyprać ręcznie. Moczysz go, trzesz/ugniatasz z płynem, po czym dokładnie płuczesz dwa razy. I tyle. Lepiej chwilę pomęczyć ręce niż chodzić capiącym.

1 komentarz:

  1. Przy kontroli biletów w pociągu czy autobusie ze zniżką stosowałem prostą sztuczkę. Trzymałem przygotowaną legitymację studencką zakrywając palcem dane, tak żeby było widać zdjęcie a podawałem stroną z naklejkami, praktycznie niezawodne, bo z reguły olewają dokładne sprawdzanie ;)

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na zamknięcie bloga komentarze dostępne wyłącznie dla autora i moderatorów.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.