Od momentu, kiedy postanowiłem odkurzyć bloga, wszystko zaczęło zbyt
mocno zahaczać o moje prywatne życie... Wcześniej nie miałem nic
przeciwko podzieleniu się swoją historią w mejlach, tłumaczyłem wszystko
na przykładach z mojego życia, a nawet pokazywałem swoje lekarskie
kwitki i spotykałem się na żywo, żeby przesiedzieć z kimś kilka godzin nad wspólnie szytym spłaszczakiem...
Teraz mnie to przygniotło. Ludzie chcą coraz więcej i więcej,
zapominając, że sami przecież nie chcieliby eksponować swojego ts wszem i
wobec. Do tego stopnia, że mam poważne opory przed podaniem imienia i
jestem bliski wymyślenia sobie "podpseudonimu". Nie umiem ostro uciąć
rozmowy, nie odwarknę na kolejne przesłuchanie. Nie obrażam się też na
kulawo zadawane pytania czy przejście na wstydliwe problemy prosto z
mostu. Rozumiem, że można być ciekawym, bo ktoś chce na własne oczy
zobaczyć, że życie z ts jest normalne, bo wcześniej nie znało się
nikogo, kto przechodzi to samo. Można też być ciekawym tak po prostu, w
końcu jakoś znajomych się zdobywa. Ale ignorowanie ustalonych przeze
mnie granic, nawet tych wypowiedzianych żartobliwym, życzliwym tonem nie
jest czymś, co zachęca mnie do udzielania się. W takiej sytuacji
internet robi się zbyt ciasny na pomaganie innym. Dlatego zwracam uwagę
wszystkim - jeśli nie chcecie, żebym uciekł, nie drążcie na siłę
tematów, o których nie chcę mówić lub mówię zdawkowo. Nie zadawajcie
pytań, które krok po kroku mają odsłonić moje życie. Dzielę się
wszystkim, co wiem. Próbuję robić to w najlepszy sposób, w jaki umiem.
Nie zdradzam treści tych wszystkich wiadomości, które dostaję. W zamian
proszę o odrobinę zrozumienia - nie jestem typowym internetowym fejmem,
który obsypuje się brokatem za każdym razem, kiedy ktoś go rozpozna lub
zechce wysłuchać szczegółowej relacji z całego życia. Owszem, lubię
kiedy komentujecie, czytam stosy wiadomości (na które odpowiadam z
właściwym mi poślizgiem), biorę pod uwagę sugestie - tak trzymać. Jeśli
komuś ma pomóc rozmowa ze mną, niech śmiało pisze! Ale weźcie pod uwagę,
że jestem zwykłym facetem, którego znajomi mają dostęp do internetu i
często są sojusznikami LGBTI. Wolę, żebym to ja decydował o tym, czego
się o mnie dowiedzą. Z góry uprzedzając wiadomości i komentarze typu "to
nie pisz/nie odpowiadaj/trzeba było pomyśleć" - zakładam, że jestem w
stanie zaprzyjaźnić się z każdym czytającym tak samo jak z ludźmi na
żywo. I tak samo jak na żywo, w internecie nie zaczyna się znajomości od
dokładnego wywiadu na temat czyjegoś całego intymnego życia. Po prostu. Mam nadzieję, że przyjmiecie to ze zrozumieniem, ale też nie będziecie się bali pisać. Jestem tu, żeby wam pomóc - ale skuteczny ratownik, to bezpieczny ratownik. ;)
Zdecydowanie masz rację :) Myślę, że powinniśmy się trochę wstrzymać, bo napieramy odrobinę za bardzo. Robisz naprawdę wiele i za to mam do Ciebie ogromny szacunek. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży :)
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńNo i dobrze napisałeś brachu. Każdy ma prawo do prywatności !
UsuńMasz rację, w końcu jakby nie było nie jesteśmy twoimi przyjaciółmi , chodzi mi o to, że nie znasz nas na tyle żeby opowiadać każdemu o prywatnym życiu, Jeżeli kiedykolwiek zadałem ci mailowo zbyt prywatne pytanie to z góry przepraszam :c
OdpowiedzUsuń