5 maja 2014

Sława, sława...

Od momentu, kiedy postanowiłem odkurzyć bloga, wszystko zaczęło zbyt mocno zahaczać o moje prywatne życie... Wcześniej nie miałem nic przeciwko podzieleniu się swoją historią w mejlach, tłumaczyłem wszystko na przykładach z mojego życia, a nawet pokazywałem swoje lekarskie kwitki i spotykałem się na żywo, żeby przesiedzieć z kimś kilka godzin nad wspólnie szytym spłaszczakiem... Teraz mnie to przygniotło. Ludzie chcą coraz więcej i więcej, zapominając, że sami przecież nie chcieliby eksponować swojego ts wszem i wobec. Do tego stopnia, że mam poważne opory przed podaniem imienia i jestem bliski wymyślenia sobie "podpseudonimu". Nie umiem ostro uciąć rozmowy, nie odwarknę na kolejne przesłuchanie. Nie obrażam się też na kulawo zadawane pytania czy przejście na wstydliwe problemy prosto z mostu. Rozumiem, że można być ciekawym, bo ktoś chce na własne oczy zobaczyć, że życie z ts jest normalne, bo wcześniej nie znało się nikogo, kto przechodzi to samo. Można też być ciekawym tak po prostu, w końcu jakoś znajomych się zdobywa. Ale ignorowanie ustalonych przeze mnie granic, nawet tych wypowiedzianych żartobliwym, życzliwym tonem nie jest czymś, co zachęca mnie do udzielania się. W takiej sytuacji internet robi się zbyt ciasny na pomaganie innym. Dlatego zwracam uwagę wszystkim - jeśli nie chcecie, żebym uciekł, nie drążcie na siłę tematów, o których nie chcę mówić lub mówię zdawkowo. Nie zadawajcie pytań, które krok po kroku mają odsłonić moje życie. Dzielę się wszystkim, co wiem. Próbuję robić to w najlepszy sposób, w jaki umiem. Nie zdradzam treści tych wszystkich wiadomości, które dostaję. W zamian proszę o odrobinę zrozumienia - nie jestem typowym internetowym fejmem, który obsypuje się brokatem za każdym razem, kiedy ktoś go rozpozna lub zechce wysłuchać szczegółowej relacji z całego życia. Owszem, lubię kiedy komentujecie, czytam stosy wiadomości (na które odpowiadam z właściwym mi poślizgiem), biorę pod uwagę sugestie - tak trzymać. Jeśli komuś ma pomóc rozmowa ze mną, niech śmiało pisze! Ale weźcie pod uwagę, że jestem zwykłym facetem, którego znajomi mają dostęp do internetu i często są sojusznikami LGBTI. Wolę, żebym to ja decydował o tym, czego się o mnie dowiedzą. Z góry uprzedzając wiadomości i komentarze typu "to nie pisz/nie odpowiadaj/trzeba było pomyśleć" - zakładam, że jestem w stanie zaprzyjaźnić się z każdym czytającym tak samo jak z ludźmi na żywo. I tak samo jak na żywo, w internecie nie zaczyna się znajomości od dokładnego wywiadu na temat czyjegoś całego intymnego życia. Po prostu. Mam nadzieję, że przyjmiecie to ze zrozumieniem, ale też nie będziecie się bali pisać. Jestem tu, żeby wam pomóc - ale skuteczny ratownik, to bezpieczny ratownik. ;)

4 komentarze:

  1. Zdecydowanie masz rację :) Myślę, że powinniśmy się trochę wstrzymać, bo napieramy odrobinę za bardzo. Robisz naprawdę wiele i za to mam do Ciebie ogromny szacunek. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i dobrze napisałeś brachu. Każdy ma prawo do prywatności !

      Usuń
  2. Masz rację, w końcu jakby nie było nie jesteśmy twoimi przyjaciółmi , chodzi mi o to, że nie znasz nas na tyle żeby opowiadać każdemu o prywatnym życiu, Jeżeli kiedykolwiek zadałem ci mailowo zbyt prywatne pytanie to z góry przepraszam :c

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na zamknięcie bloga komentarze dostępne wyłącznie dla autora i moderatorów.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.