16 marca 2014
14 marca 2014
Wizyta u dr Dulko + wizyta u dr Ćwirko [info od przyjaciela]
Poniżej informacje od przyjaciela na temat diagnozowania u dr Dulko [X] i dr Ćwirko [X]. Tego pierwszego zapewne przedstawiać nie muszę - ogólnie znany spec do transów, autor kilku popularnych książek w tej tematyce, chyba jeden z pierwszych powszechnie dostępnych lekarzy "branżowych". Drogi, ale opinia od niego jest zazwyczaj nie do podważenia. Większość lekarzy, którzy nie znają tematu, podaje namiary właśnie na niego. Dr Ćwirko natomiast jest psychologiem, który sprawnie i bez problemów wykonuje testy psych. Nie słyszałem negatywnych opinii na jej temat.
Podrzuciłem przyjacielowi te same pytania, które wysyłam innym chcącym opisać swoje wizyty. Jako że pisał punktami, a nie ciągłym tekstem, wrzucam razem z pytaniami. Wypowiedzi poprawione z "gadu-pisowni" na bardziej "tekstową", reszta bez zmian.
[Jeśli ktoś jest chętny na opisanie własnych wrażeń, to może się kierować tymi samymi punktami - zachęcam do opisywania szczegółów, wrażeń itd., ciągły tekst mile widziany, ale nie obowiązkowy jak widać ;)]
Dr Dulko [Warszawa].
1. Na jakim byłeś wtedy etapie? (coming-out, wizyty lekarskie, wygląd itd.)
Dawno już leciałem na hormonach i to było widać, wszyscy w rodzinie juz wszystko wiedzieli.
2. Jak znalazłeś info o lekarzu?
Z internetu.
3. Rejestracja (opis).
Nie rejestrowałem się, telefonicznie umówilismy date i godzinę.
4. Opis poczekalni, gabinetu, nastroju tam panującego (z grubsza).
Przyjął mnie w swoim mieszkaniu, więc nie było poczekalni ani nic. Gabinet mega skromny, malutki, w ogóle mieszkanie a'la PRL.
5. Pierwsze wrażenie.
Wszystko spoko, nie doszukiwał się skąd mam hormony, nie pytał za dużo o innych moich lekarzy, raczej poinformował mnie tylko o cenach za testy i za diagnozę... O ile pamiętam to testy jakoś 200 zł, a diagnoza koło tysiąca.
6. Przebieg wizyty, pytania lekarza, informacje jakich udzielał, inne rzeczy, na które zwróciłeś uwagę.
Na wizycie niewiele się działo, bo o ile pamiętam testy dał mi do domu, zadał parę pytań. Traktował jak faceta, ale bez zbędnego cukrzenia. Od razu poinformował mnie, że będzie drogo. Ma strasznego zeza, więc naucz sie patrzeć na nos jak do kogoś mówisz.
7. Działania podjęte po wizycie (o ile były).
Wypełnienie testów, wysłanie mu i czekanie aż na ich podstawie napisze opinię. Potem przelew kasy za opinie i dopiero wtedy mi ją wysłał.
8. Podsumowanie wszystkich następnych wizyt/innego kontaktu z danym lekarzem.
Innych wizyt nie było. Chciał po 100 zł za każdą wizytę, jeśli będę chciał od niego recepty. Później wyznaczyli mi go na biegłego (co jest debilizmem, bo miałem juz pełną opinię od niego), ale wtedy to się działo między nim a sądem o ile pamiętam i musiałem dopłacić koło 3 stówek za uj wie co... Podsumowując ok, bo nie robi kłopotów, nie słodzi, wie po co do niego idziesz.
9. Polecam/nie polecam (z grubsza dlaczego/dlaczego nie).
Płacisz - masz (czyli polecam).
Dr Ćwirko [Wrocław].
1. Na jakim byłeś wtedy etapie? (coming-out, wizyty lekarskie, wygląd itd.)
*Wypowiedź pominięta ze względu na oficjalne poglądy Grabieżcy, ale generalnie tak jak powyżej* ;)
2. Jak znalazłeś info o lekarzu?
Z internetów.
3. Rejestracja (opis).
Umówiłem się telefonicznie.
4. Opis poczekalni, gabinetu, nastroju tam panującego (z grubsza).
Też przyjęła mnie prywatnie w mieszkaniu. Nastrój zajebisty, proponowała kawkę itd, wygodne fotele w salonie... Trochę to przypominało kawę u cioci.
5. Pierwsze wrażenie.
Serdeczna babka
6. Przebieg wizyty, pytania lekarza, informacje jakich udzielał, inne rzeczy, na które zwróciłeś uwagę.
Dużo pytań zadaje, bardzo dużo, pyta o odczucia, o przeszłość, o plany na przyszłość, o rodzinę... Szuka cech męskich i strasznie słodzi, ale ogólnie spoko. Duuuuużo testów się u niej wypełnia, koło 700 pytań i wszystko na miejscu razem z nią
7. Działania podjęte po wizycie (o ile były).
Zapłaciłem jej z góry za wszystko, testy miała wypełnione i w ciągu trochę ponad tygodnia napisała solidną opinię i mi wysłała.
8. Podsumowanie wszystkich następnych wizyt/innego kontaktu z danym lekarzem.
Więcej wizyt nie było.
9. Polecam/nie polecam (z grubsza dlaczego/dlaczego nie).
Polecam.
12 marca 2014
U lekarza przed osiemnastką.
Przy okazji wspominania swoich niepełnoletnich wizyt u lekarzy postanowiłem rozejrzeć się jak to wygląda ze strony prawnej. Znalazłem bardzo fajne streszczenie praw małoletnich w kontaktach ze służbą zdrowia - cały post opieram głównie na nim. Notka będzie krótkim powtórzeniem tego, co napisano w zalinkowanych artykułach/wypowiedziach plus jakieś moje wspominki. Ot, przeróbka dla łatwiejszego zrozumienia.
Większość zalinkowanych tekstów twierdzi, że przed osiemnastką do lekarza trzeba się zgłosić w towarzystwie opiekuna. Kłóci mi się to z moimi doświadczeniami, dlatego tekst pani Więckiewicz wydaje mi się bardziej przydatny. Z drugiej strony dwa linki to informacje poradni, które jak widać dość stanowczo określają swoje stanowisko w tym temacie (wizyta wyłącznie z rodzicem). Zazwyczaj chodziłem do specjalistów sam od początku gimnazjum, jednak byli to specjaliści, którzy znali mnie i moją matkę od lat, stąd nie do końca mogę się na tym opierać. W liceum byłem w stanie dostać się do specjalisty bez żadnego problemu. Inna sprawa, że lekarze często chcą porozmawiać z rodzicem nie tyle z przyczyn prawnych, co dla poznania ich punktu widzenia, przeprowadzenia pełnego wywiadu z dwiema stronami. W końcu rodzice są w stanie powiedzieć więcej o twoim wczesnym dzieciństwie niż ty. Nie przejmuj się, jeśli twoi rodzice są anty i będą z lubością rozwodzić się nad pięknymi falbanami w sukieneczkach - najważniejsze jest i tak twoje poczucie płci. Wszystko też zależy od lekarza - jedni zrezygnują z wywiadu z rodzicami, inni będą potrzebowali spotkania z rodzicem nawet przy pełnoletnim pacjencie.
Najważniejsze informacje z "Nastolatki u lekarza":
- poniżej 16. roku życia lekarz może, ale nie musi udzielać ci informacji na temat stanu zdrowia, przebiegu leczenia itd., a jedynie tego, co jest konieczne dla prawidłowej współpracy,
- lekarz nie ma obowiązku informowania rodziców o twojej wizycie:"Lekarz (wbrew panującemu przekonaniu) nie ma obowiązku informować rodziców lub opiekunów małoletniego pacjenta o tym, że małoletni był jego pacjentem. Taki obowiązek pojawia się dopiero wówczas, gdy rodzice lub opiekunowie wyrażą chęć skorzystania ze swojego prawa do informacji."
- w wieku 16-18 lat wymagana jest zgoda rodzica na badania, ale nie musi być ona wyrażona osobiście czy pisemnie (czyli niejako na twoje słowo harcerza):"Powyższe nie oznacza, że rodzic lub opiekun ma być obecny przy udzielaniu świadczenia zdrowotnego. Nie jest też określone, że jego zgoda musi być wyrażona w sposób bezpośredni – tj. osobiście bądź na piśmie. Lekarz może jednak na tej podstawie odmówić udzielenia świadczenia i może poinformować o tym, że udzieli go po uzyskaniu zgody od rodziców lub opiekunów. Natomiast nie powinien informować małoletnich pacjentów, że przyjście z rodzicami to warunek konieczny do uzyskania takiego świadczenia w ogóle, ponieważ są lekarze, którzy mimo braku zgody bezpośredniej zgadzają się na udzielenie świadczenia.""Za zgodę przedstawiciela ustawowego na świadczenie zdrowotne można uznać zapewnienie małoletniego, że „rodzice wiedzą i się zgadzają”. Żaden przepis nie reguluje bowiem, że ma to być zgoda wyrażona osobiście"
- rodzice mają prawo do uzyskania informacji o twoich badaniach, leczeniu itd. (choć z doświadczenia wiem, że zazwyczaj otrzymują ogólne wnioski i opinię lekarza, a nie szczegółowe wyjaśnienia dot. tego, co piszesz/mówisz na wizytach; testów do oglądania chyba nigdy nie dostają),
- lekarz ma prawo powołać się na "klauzulę sumienia" lub "dobrej woli" przy podejmowaniu decyzji dot. przyjęcia/leczenia pacjenta (niestety czasem odbija się to rykoszetem - odmówiono mi kiedyś wypisania hormonów ze względu na konflikt z własnym sumieniem... albo poglądami według mnie, bo hormony dostawałem wtedy już od dłuższego czasu):"Klauzula sumienia to pojęcie ustawowe oznaczające możliwość odwołania się lekarza do własnego sumienia, wiary i przekonań przy podejmowaniu decyzji o udzieleniu określonego świadczenia zdrowotnego. Klauzula „dobrej woli” nie jest usankcjonowania prawnie, stanowi wyłącznie termin roboczy. Oznacza możliwość odwołania się do całości systemu praw pacjenta, zwrócenie uwagi na problem konkretnego nastolatka i uznanie, że jego prawa stoją ponad okolicznościami je ograniczającymi i pomimo ich występowania należy udzielić świadczenia. Z informacji, które docierają do Federacji wynika, że często lekarze w swoim postępowaniu kierują się właśnie tą zasadą. Nie powinno się jednak zmuszać lekarzy do przyjęcia takiego sposobu myślenia, ponieważ jest to związane z tym, że narażają się na odpowiedzialność w związku z nieprzestrzeganiem zapisów ustawy. Na ich podstawie rodzice lub opiekunowie małoletnich, którym udzielono takich świadczeń mogą bowiem co najmniej domagać się wyjaśnień i zgłaszać pretensje odnośnie takiego postępowania a także reagować w sposób bardziej drastyczny (złożenie skargi)."Moja matka złożyła kiedyś wizytę mojemu seksuologowi z pretensjami o wypisanie mi skierowań na badanie, kiedy miałem 16-17 lat, a ona nie wyraziła zgody (znalazła skierowania w moich papierach). Dowiedziałem się o tym kilka lat po fakcie, ale że nie byłem już u tego lekarza, to nie wiem, czy miałoby to jakiś wpływ na dalsze diagnozowanie.
- dodatkowo:
W sprawach dotyczących zdrowia reprodukcyjnego lekarz powinien brać pod uwagę indywidualną sytuację pacjenta. Jego dobro (w szczególności związane z wiedzą na temat swojej seksualności – bezpieczeństwa seksualnego, ochrony przed schorzeniami, odpowiedniego reagowania na objawy itp.), poszanowanie jego intymności i godności oraz życia prywatnego powinny stanowić najważniejszy wyznacznik. Stoją one ponad prawem rodziców lub opiekunów do informacji czy wyrażenia zgody na udzielenie świadczenia.
11 marca 2014
Wizyta u dr Robachy [post gościnny - Chris]
Post gościny świeżo z skrzynki mejlowej od Chrisa. Choć sam nie byłem u dr Robachy, wiem z relacji znajomych, że bardzo pomaga, zwłaszcza jeśli ktoś ma wątpliwości czy rozterki. Poniżej oryginalny tekst :)
"Do dr Robachy na wizytę dostać jest się łatwo, na NFZ i zapisy są
telefoniczne lub, jak kto woli, można wpaść do poradni w Łodzi przy ul.
Sieradzkiej 13. Osobiście postanowiłem sam pojechać do Łodzi, zobaczyć
gdzie to jest (jeszcze za czasów, gdy poradnia była na Pomorskiej),
dopytać się co na wizytę mam zabrać etc. Pojechałem pod koniec marca w
połowie czerwca miałem pierwszą wizytę, którą wspominam bardzo miło.
Dr Robacha jest mega ciepłą osobą, która podchodzi do każdego - w
moim odczuciu - bardzo indywidualnie, nie ocenia nikogo za szybko i
odpowiada na każde pytanie, nawet te najbardziej głupie ;) Nie powiem,
że się nie bałem tej pierwszej wizyty, byłem w temacie trans zielony i
ręce latały mi jakbym właśnie zamarzał mimo temperatury typowo
wakacyjnej. Kobieta od razu obdarzyła mnie szerokim uśmiechem, zaprosiła
do gabinetu i zadała najbanalniejsze pytanie i najbardziej oczywiste
"Co cię do mnie sprowadza?". I tu wszystko tak naprawdę się zaczyna.
Pytała o orientację, o dzieciństwo, kiedy zauważyłem, że różnię się od
innych, ale pytała o wszystko z wielkim wyczuciem, ani przez chwilę nie
poczułem się urażony czy niekomfortowo. Ma podejście, ma takie ciepło w
sobie, że na sam widok tej kobiety człowiek się uśmiecha i ma dobry
dzień. Kiedy mówiła, że cały etap obserwacji będzie trwał ok. dwóch lat i
dopiero po tym czasie dostanę upragnioną receptę wyjaśniała dokładnie
dlaczego to musi wyglądać w ten sposób. Zadawałem pytania - dr
odpowiadała, miałem mętlik w głowie - dr starała się wszystko
przedstawić jak najjaśniej. Całą wizytę siedzieliśmy i po prostu
rozmawialiśmy. Kolejne wizyty były średnio co 3 miesiące jak dobrze
pamiętam, dawała skierowanie na badanie, ja je wykonywałem i z wynikiem
pojawiałem się u dr Robachy. Każda wizyta to były skierowania na 1 - 3
badania, a kiedy już wszystko zrobiliśmy przekierowała mnie do
psychologa, z którym współpracuje. Kiedy chodziłem na wizyty z
psychologiem to nie widywałem się z dr Robachą, psycholog przeprowadzał
testy, rozmowy. Kiedy już miałem zaświadczenie od psychologa dla dr
Robachy to wyznaczaliśmy termin wizyty i wszystko omawialiśmy,
rozmawialiśmy i to wszystko działo się w mega pozytywnej atmosferze.
Dr Robacha podchodzi indywidualnie, bo mimo, że zaznacza, że cały
proces będzie trwał dwa lata to i tak jest on dopasowany do pacjenta.
Jeśli nie ma się wątpliwości, jeśli dr sama widzi na jakim my jesteśmy
etapie to nie przetrzymuje na siłę, bo to i tak nie miałoby sensu. Dba o
to byśmy mieli wszystkie badania zrobione, dokumentacje uzupełnioną,
psychologa zaliczonego. Dba byśmy my czuli się dobrze i pewnie.
Słyszałem, że dr Robacha wymusza badania ginekologiczne, że koniecznie
cytologia i nie przyjmuje USG przez jamę brzuszną. Bzdura. Dr podczas
wizyty kiedy dawała skierowanie na badania ginekologiczne zaznaczyła, że
jeśli nie uda zrobić się cytologii to nie wykonujemy jej, ale wizyta u
ginekologa jest potrzebna do dokumentacji, którą prowadzi. Nie kazała mi
robić cudów z badaniami, stwierdziła, że jeśli ginekolog badania
przeprowadzić nie będzie mógł to niech zrobi USG narządów, opisze je i
bym to dostarczył. Każde skierowanie na badania było wyjaśniane dlaczego
jest potrzebne, dlaczego powinienem je wykonać i nie obawiać się ich.
Ona nie zmuszała do niczego, po prostu uświadamiała mnie, że to badanie
jest ważne.
Jak dla mnie dr Robacha jest najlepszym specjalistą, na którego
mogłem wpaść. Wszystkie wizyty wspominam bardzo miło, dzięki niej jestem
świadomy samego siebie, tego co ze mną się działo, dzieje, co może się
dziać w przyszłości i jestem podbudowany, pewniejszy siebie dzięki temu
jak mnie poprowadziła, jak dba o mnie tak po prostu, po ludzku."
Zarost na hormonach (foty Grabieżcy)
Nim wywołam u was falę zachwytu i orgazmów na widok mojej szalonej muskulatury, parę słów wstępu. ;) Nim zacząłem brać hormony praktycznie nie miałem zarostu - nogi mogłem golić raz na miesiąc albo rzadziej i były gładkie, przedramiona jak po depilacji laserowej, brwi rozdzielone itd. W dodatku włosy jasne, więc mniej widoczne. Nie miałem też żadnych problemów z cerą, pomijając rok czy dwa na początku dojrzewania. Marzenie nastolatki. ;) Pierwsze hormony brałem rok, potem dwa lata przerwy ze względów finansowych (dużo zmian się cofnęło) i od półtorej roku biorę tst na nowo - łącznie 2,5 roku na hormonach. Dawki mam mniejsze niż zaleca się większości ts (ze względów zdrowotnych). Prawdopodobnie efekty byłyby lepsze (chodzi mi głównie o brodę), gdybym był brunetem z silną szczeciną. ;) Oprócz włosów widać też syfy, które od ponad roku leczę u dermatologa - na samym początku brania tst był prawdziwy dramat skórny, teraz stopniowo jest coraz lepiej. Za jakość zdjęć przepraszam, ale jest u mnie ciemno jak w piwnicy i lepiej się nie dało. Dopiero po zrzuceniu zdjęć skapnąłem się, że zapozowałem w moich domowych gaciach w serduszka... Cóż. ;)
Po kliknięciu na obrazek powinno pokazać się powiększone zdjęcie.
Udo (przód). |
Zapomniałem zaczesać brzuch do fotki ;) |
Zdjęcia moje, kopiowanie to kradzież, także grzecznie mi tu.
Zdobywanie męskiej/uniseksowej fryzury.
Większość transów potyka się w pewnym momencie o wizytę u fryzjera, która ma pomóc w tworzeniu nowego, męskiego wyglądu. Krótkie włosy, nawet jeśli nie pasują do kształtu twarzy czy ogólnego stylu, wydają się pierwszym głośnym krzykiem wolności po latach walki z samym sobą lub otoczeniem. A nawet jeśli nie krótkie, to pasujące do męskiej wersji jakiejś subkultury. Niektórzy potrafią wejść do salonu i od progu zawołać "tnij pani na chłopa", reszcie podrzucam stos wymówek i sposobów na ścięcie bez wzbudzania sensacji. Pierwsza uniseksowa/męska fryzura może też nie być do końca tym, na co
liczyłeś, ale pamiętaj, że w przyszłości zmieni się kształt twarzy i
wtedy nawet warkocze z kokardami będą wyglądać dobrze. ;) Cierpliwości, panowie.
Nim zacznę chciałbym przypomnieć, że:
a) krótkie włosy czasem wyostrzają kobiece rysy twarzy;
b) jeśli nie widzą ci się krótkie włosy, zostawiasz długie, średnie czy jakie tam wolisz - ty się masz czuć dobrze, a nie otoczenie czy zwolennicy "bycia tru";
c) jeśli krótkie włosy ci nie pasują, kłócą się z twarzą, cokolwiek, to naprawdę istnieje miliard innych męskich fryzur, które będą wyglądać na tobie lepiej - nic na siłę;
d) jeśli jeszcze chodzisz do szkoły i nauczyciele nie wiedzą o ts lub to ignorują, krótkie włosy mogą być źle przyjęte (jako ekstrawagancka fryzura) - to samo tyczy się rodziców, pracodawców itd.
Metoda dwóch kroków (dla wyglądających dziewczęco/uniseksowo/chłopięco).
Tą metodą zdobywa się fryzurę na raty - ja opiszę opcję z dwiema częściami, ale oczywiście można to zamienić na "metodę podchodów" i rozciągnąć nawet na kilka miesięcy. Każdy ma swoje tempo. Dobrze, zatem "metoda dwóch kroków", cóż to jest i dla kogo... Głównie dla tych, którzy mają typowo żeńskie fryzury, uniseksowy wygląd i równie uniseksowy/wysoki głos. Pierwszy krok wykonujesz jako niewiasta, obojętnie u jakiego fryzjera. Po prostu mówisz, że naszło cię na zmianę stylu i chcesz mieć krótszą fryzurę. Może zrobić ci jesień średniowiecza z włosów, nie jest to istotne. Chodzi wyłącznie o to, żeby skrócił ci włosy, zostawiając jednocześnie więcej niż twoja wymarzona, docelowa fryzura (czyli chcesz długość x, fryzjer tnie tak, żeby zostało przykładowo x+8cm). Najlepiej bez cieniowania czy innych takich wynalazków, on ma się pozbyć jedynie nadmiaru. Jakkolwiek by to nie wyglądało, dziękujesz i wychodzisz. Teraz krok drugi i wizyta u innego fryzjera. Wcielasz się w siebie, czyli faceta, którego los pokarał ambitną matką/pokracznym fryzjerem/złośliwym rodzeństwem/czymkolwiek, co mogło ci zrobić tak paskudną, babską fryzurę. Zalecam ubranie uniseksowego stroju, jeśli boisz się reakcji pt. "przyszła ona, wyszedł on". Ta część jest prosta, niemal jedyne, co musisz robić, to narzekać, a to my, transi, umiemy wszak doskonale. ;) A zatem narzekasz na zdarzenie/osobę, dzięki której dorobiłeś się takiego wyglądu i prosisz o uratowanie wizerunku. Naprowadzasz fryzjerkę mniej więcej na to, co chciałbyś mieć na głowie (zdjęcia zawsze się przydają), pamiętając o narzekaniu i używaniu męskich/uniseksowych końcówek (nada ci to trochę więcej pewności siebie).
Metoda na idola (dla każdego).
W tej metodzie wcielasz się w szaloną fankę/fana jakiejś osoby (zdjęcie może być czyjekolwiek, ale zawsze lepiej znaleźć kogoś anonimowego/mało znanego, żeby uniknąć konfrontacji z prawdziwym fanem). W swoim fanowskim szale pragniesz mieć dokładnie taką samą fryzurę, bez przeróbek na żeńską wersję. Ma być dokładnie taka sama, jaką ma twój męski idol i koniec. Fryzjerki zazwyczaj są do tego przyzwyczajone.
Metoda teatralna (dla każdego).
Sztuka wymaga poświęceń, a ponieważ w pełni zgadzasz się z tym hasłem, postanawiasz zapełnić braki w składzie i zagrać męską rolę (co nie jest takie znowu rzadkie). Możesz być członkiem kółka teatralnego, zespołu z domu kultury, grupy tanecznej, cokolwiek. Po prostu mówisz, że chcesz uniseksową/męską fryzurę na potrzeby występu i prosisz o doradzenie, w jakiej by ci było najlepiej do twarzy. Fryzjerka może ci zaproponować fryzurę tak uniseksową, że dasz radę ułożyć ją na męsko lub damsko - świetne wyjście dla tych, którzy nie są wyałtowani w rodzinie, szkole itd.
Metoda subkultury (dla każdego, kto orientuje się w subkulturach).
Przy tej metodzie będzie potrzebna choćby ogólna znajomość subkultury, z której chcesz zapożyczyć fryzurę. Fryzjerzy zazwyczaj są obeznani - poza skinheadami chyba każdy potrzebuje profesjonalnej pomocy raz na jakiś czas. Najlepiej rozglądać się za fryzurą, która jest wspólna dla obu płci. Może być długa, krótka, obojętnie, w końcu taki styl jest jakby narzucony z góry. Minusem tej metody jest bycie traktowanym jako przedstawiciel danej subkultury, co czasem jest niekoniecznie przyjemne.
Metoda na przegrany zakład (dla każdego).
Tu chyba wiele nie muszę tłumaczyć - pokazujesz zdjęcie, mówisz, że przegrałeś zakład i musisz się obciąć dokładnie tak, jak osoba na zdjęciu. Jesteś honorowy, zakłady szanujesz, przyjmujesz na klatę konsekwencje. I tyle.
Metoda nowotworowa (dla wyglądających dziewczęco/uniseksowo).
Tutaj trochę nie fair wykorzystujesz ogólne współczucie społeczne, strach przed chorobą, brak informacji itd, ale metoda jest dzięki temu na pewno skuteczna... Wymówka jest taka - koleżanka z klasy, grupy, podwórka, czegokolwiek jest po chemii, wymęczona, ale pokonała raka, udało się. Już nie musi się skupiać w większości na walce z chorobą, zaczęła się interesować różnymi innymi sprawami i to urodziło niepewność, jeśli chodzi o wygląd - włosy odrastają, ale na razie są strasznie krótkie. Razem z innymi dziewczynami postanawiacie ściąć się w miarę krótko, żeby wyrazić solidarność wobec zakompleksionej koleżanki i razem czekać na odrośnięcie loków. Niezręczne pytania możesz zbyć troską o prywatność przyjaciółki.
Inne przykładowe:
- wymówka na sport (włosy przeszkadzają w trakcie treningu),
- wymówka na eksperymenty z gender (np. na studiach seksuologicznych, na zajęciach z psychologii czy edukacji seksualnej w liceum),
- wymówka na upodobnianie się do bliźniaczego rodzeństwa,
- próba sprzedania/oddania włosów na peruki dla np. ludzi po chemii,
- wymówka na lenistwo (nie chce ci się dbać o taką fryzurę, chcesz prostszą),
- stopniowe skracanie włosów jako kobieta aż do fryzury "na chłopczycę".
- stopniowe skracanie włosów jako kobieta aż do fryzury "na chłopczycę".
8 marca 2014
Wizyta u dr Jankowskiej-Wojniak
Za czasów moich pierwszych poszukiwań dr Jankowska-Wojniak była jedynym lekarzem w Szczecinie zajmującym się stale transami (pomijając dr Jędrzejczaka, który opisał zagrożenia i odesłał do dr Dulko, ale to temat na osobnego posta). Jest seksuologiem i ginekologiem, ale na badanie narządów rodnych odsyła na USG. Z tego co pamiętam, to wydała mi się dość droga, jednak wtedy miałem mało do czynienia z lekarzami "ukierunkowanymi", prawdopodobnie była przeciętna cenowo. Miałem z nią kontakt w wieku 16-17 lat, więc mogę nie pamiętać wszystkich detali. Opisuję sytuację z tamtego czasu, jeśli coś się zmieniło, to o tym nie wiem.
Numer wziąłem z niebieskiego forum, zadzwoniłem, umówiłem się na raczej dość nieodległy termin. Rejestracja jest wyłącznie telefonicznie, dr Jankowska-Wojniak nie ma rejestratorki ani rejestracji stacjonarnej. Gabinet znajduje się na strzeżonym osiedlu (niski blokowiec zamknięty wokół kawałka zieleni z placem zabaw). Na zewnątrz jest wywieszka o gabinecie ginekologicznym, ale nikt nie wie, że do niego idziesz - wejście jest wspólne z mieszkaniami. Poczekalnia jest mała, z toaletą, oknem i dwoma rzędami kilku krzeseł (może z 8 miejsc w sumie). Byłem tam dwa razy, raz czekałem z parą i jakąś kobietą. Sam gabinet jest większy, na przeciwko drzwi znajduje się biurko, a obok za parawanami ginekologiczne sprzęty. Wchodzi się po kolei, bez wyczytywania nazwisk. Na pierwszej wizycie byłem zestresowany i nie do końca wiedziałem, czego oczekuję - pamiętajcie, że był to mój pierwszy lekarz, który przyznawał się do znajomości tematu transseksualizmu i który zgodził się mnie przyjąć jako małoletniego. Na początek poleciały standardowe pytania o dane i szczegóły medyczne, przy których się zaplątałem. Zostałem zapytany o imię, które ponoć (wg dr) nie istnieje w języku polskim, mimo świętego i kilku postaci z niedawnej historii, które nosiły identyczne. No nic. Przeszliśmy nad tym do niezręcznych pytań typu "czego ja właściwie chcę". Nie miałem wtedy jeszcze gotowych odpowiedzi, więc pokrótce opisałem swój plan, wg którego zaraz po maturze miałem zmienić dane. Pani doktor podjarała mnie sugerując, że jeśli się zepnę, to uda mi się to przed maturą, a hormony dostanę zaraz po osiemnastce. Na ochłodę dodała, że nie jestem pełnoletni, ba, nie mam nawet 17 lat, więc wszystko musi być załatwione za zgodą rodziców lub powoli - żebym w momencie otrzymania papierka miał 18 lat. Pomijam, że w teorii nie wolno mi było zrobić niczego przed osiemnastką, ale wybaczmy jej, Grabieżca zawsze umiał kombinować. Dostałem od niej zadanie domowe i polecenie stawienia się na następną wizytę. Zadaniem domowym było napisanie życiorysu emocjonalnego (więcej na jego temat w starszych postach), który wypociłem w jeden wieczór, a następne poprawiałem dwa następne. ;) Lekarka sprawiła na mnie wrażenie dość szorstkiej i nieprzyjemnej. Kilka razy testowała moją determinację i reakcje różnymi wypowiedziami - teraz bym to olał bez drgnięcia powieki, wtedy się lekko podgotowałem.
Następna wizyta odbyła się jak tylko na nią uzbierałem. Dr wywarła na mnie zupełnie inne wrażenie, była wesoła i odnosiła się do mnie przyjaźnie. Jakbym zdał jakiś test czy coś... No nic. Oddałem życiorys, który przeczytała przy mnie. Zadała kilka pytań wyjaśniających, po czym wypociny wywędrowały do mojej karty. Nie pamiętam zbytnio, co się potem działo, pewnie ustalaliśmy szczegóły wcześniej wspomnianego planu, ale na koniec dostałem skierowania. Jedno na kariotyp, drugie na USG narządów rodnych (ze zniżką 60% po znajomości do jej zaprzyjaźnionego diagnosty). Na następną wizytę miałem się zgłosić po zrobieniu badań, ale ze względów finansowych nie dałem rady i już nie zawitałem w gabinecie. Kilka lat szukałem lekarzy na nfz w okolicach Szczecina, później zmieniłem miasto zamieszkania i już kompletnie machnąłem ręką.
Moim zdaniem jest świetna dla tych, którzy są kompletnie zdecydowani i choć trochę przygotowani finansowo - na pewno nie przedłuża niczego. Ponoć hormony daje na trzeciej wizycie po wykluczeniu wad układu płciowego (czyli po badaniach, na które dostałem skierowania). Dla wahających się to może być odrobinę traumatyczna wizyta, polecam delikatniejszego specjalistę.
3 marca 2014
Wizyta u dr Libera
Choć minęły długie miesiące (a nawet lata w niektórych przypadkach), zdałem sobie sprawę, że nie opisywałem nigdy moich wizyt u konkretnych "transowych" lekarzy w ramach publicznego posta. Zwykle opowiadałem to w kółko w kolejnych mejlach i wiadomościach. Może to komuś pomoże, w końcu sam szukałem takich informacji przed umówieniem się do nich. Zacznę od dr Libera, seksuologa i ginekologa. Przyjmuje w Krakowie, Niepołomicach i Warszawie, ja byłem w Krakowie. W zakładce "Lekarze" po prawej stronie są namiary. Jest to człowiek dość bezpośredni, lubiący żartować (nawet jeśli czasem są to dość grubo ciosane żarty) i raczej nie robiący problemów.
Długo wahałem się przed wizytą u dr Libera. Większość obeznanych w temacie na pewno wie o słynnych fotkach i obowiązkowym badaniu ginekologicznym. Głównie te dwie kwestia, plus finanse, powstrzymywały mnie przed pójściem do niego. Obchodziłem go dookoła, szukając innych lekarzy, którzy wystawiliby mi zaświadczenie i dali hormony. Jako że mój główny diagnosta (dr Jabłoński) współpracuje z dr Liberem, w końcu się do niego zgłosiłem, żeby mieć z głowy.
Najpierw of kors rejestracja. Z czeluści internetu wygrzebałem kilka numerów, wybrałem najpierw komórkowy. Okazało się to błędem, dr Liber odesłał mnie do "pielęgniarki", czyli rejestracji w krakowskim gabinecie. Zadzwoniłem więc tam. Pani rejestratorka i jednocześnie pielęgniarka do np. pobierania krwi jest szalenie miła i sama jej obecność odejmuje trochę stresu. ;) Próbowałem wydobyć od niej dokładne info na temat cen, ale nie była w stanie mi odpowiedzieć, twierdząc, że to zależy od tego, na jakie badania się zdecyduję. Miała rację, ale te kilka stów trzeba mieć przy sobie. Na termin nie czeka się długo, czasem uda się nawet w tym samym tygodniu.
Gabinet znalazłem łatwo, trzeba pacnąć domofon i pani pielęgniarka otwiera drzwi. W tym samym miejscu jest też dentysta, ale chyba nie przyjmuje w te same dnie co seksuolog. Po wejściu mija się korytarz z wieszakami i toaletą (jako że jest to też ginekolog, w toalecie jest dodatkowo bidet i żele do higieny intymnej). W samej poczekalni telewizor huczy tak, że często nie da się usłyszeć rozmów pani rejestratorki z pacjentami, a co dopiero tych w gabinecie lekarskim, duży plus. Ani poczekalni, ani gabinetu nie widać z ulicy. Na dzień dobry przed każdą wizytą jest mierzone ciśnienie - ponoć nie zdarzył się jeszcze pierwszowizytowy trans bez wysokiego. ;) Nie byłem wyjątkiem, więc odczekałem swoje na kanapie i zmierzono mi jeszcze raz, na spokojnie. Zwykle czeka się samemu, rzadziej z jakąś jedną osobą. Nigdy nie spotkałem więcej, jest kameralnie i komfortowo. Można się napić wody, pooglądać ryczącą telewizję, poczytać gazetkę o mammografii... ;)
Lekarz zaprosił mnie do gabinetu, usiadłem potulnie na zydelku i odczekałem aż skończy coś tam porządkować po poprzedniej pacjentce (oprócz nas przyjmuje też normalnie kobiety). Oczywiście poleciały standardowe pytania - dane, choroby, stale przyjmowane leki, okres, seks i masturbację itd itp, jak to u seksuologów. Bez jakiś wielkich szczegółów, głównie chodziło o to, czy dochodzi do penetracji. Zapytał się również o diagnozę psychologiczną, wystarczyła odpowiedź, że właśnie ją kończę u dr Jabłońskiego (mam znajomych, którzy mówili, że jeszcze nie zaczęli i też nie było problemu, także bez stresu). Dr Liber opisał mi krótko co mnie czeka itd, a że znałem to już na pamięć po poprzednich lekarzach, to nie słuchałem zbyt uważnie. Chwilę później dostałem zaproszenie na fotel. Ginekologiczny. Ciężkie westchnięcie, ściągnięcie wszystkiego od pasa w dół i jazda. Cały czas mówił do mnie w rodzaju męskim, używał mojego męskiego imienia i żartował. Kiedy okazało się, że badanie u mnie przejdzie dość boleśnie, dostałem od razu znieczulenie i sprzęt dla młodych dziewczynek. ;) Zaliczyłem zwykłe sprawdzenie "czy wszystko okej tak na oko", wymazy i cytologię. Pod koniec dr sięgnął po aparat i cyknął mi porno fotkę - teraz moja anatomia ma okazję zostać gwiazdą jakiejś seksuologicznej rozprawy. Z tego, co mi wiadomo, każdy trans czy transka mają foto-sesję u dr Libera. Przy okazji rutynowego badania dr wyrył mi guza jelita, ale ze względu na fakt, że nikt się nie spodziewał, to nie musiałem płacić za dodatkowe usg i badania rektalne (przy każdej wizycie zresztą pyta, czy starczy mi pieniędzy - podejrzewam, że gdyby nie starczyło, to mógłbym donieść później). Samo badanie, to obowiązkowe, było bezbolesne, a lekarz bardzo się starał, żeby było jak najmniej stresujące. Polecam go jako ginekologa dla transów, to na pewno. Wracając jednak do wizyty... Jeszcze na fotelu, choć już ze złączonymi grzecznie kolanami, musiałem podciągnąć koszulkę i rozpiąć spłaszczak, żeby dr sprawdził, czy nie mam jakichś podejrzanych zmian na cyckach. Przy okazji zaliczyłem komplement na temat wyglądu spłaszczaka. Z fotela zeskoczyłem na wagę, a potem moja sylwetka została zaszczycona kolejnymi fotkami (przodem i tyłem).
Po tym wszystkim mogłem się ubrać. Kiedy wróciłem na zydel, dr Liber wręczył mi skierowania na badania (krwi - ogólne, hormonalne i kariotyp) i receptę na testosteron w zastrzykach domięśniowych (Omnadren 250) z zaleceniami, kiedy rozpocząć terapię (rzetelny lekarz tego nie robi, bo skąd mógł wiedzieć, że wszystko u mnie w porządku i mogę brać tst?). Znajomy dostał też coś, co miało związek z okresem, ale nie mam pojęcia, co to było. Umiem sam robić zastrzyki, ale gdybym nie umiał, to chyba dostałbym też jakieś skierowanie do zabiegowego. Z gabinetu wywędrowałem do pani pielęgniarki, żeby dowiedzieć się o cenę wszystkich badań (cennik jest taki sam jak w zwykłych przychodniach). Kilka dni później wróciłem, zrobiłem badania, odczekałem swoje i zacząłem brać szoty na nowo (kiedyś już brałem tst, ale musiałem przerwać).
Ogólnie polecam jako ginekologa dla transów, ale jako lekarza od transseksualizmu już nie, bo gdyby dał receptę komuś, kto nie zadbał o swoje badania i psychologiczną diagnostykę wystarczająco wcześniej, to mógłby mu zrobić wielką krzywdę.