17 marca 2017

Stereotyp "tru transa" w praktyce

Dostałem na facebooku wiadomość, w której zacytowano mi wpis z Niebieskiego Forum. Jako że już nie korzystam, nie jestem w stanie się zalogować, żeby podać dokładny link (jeśli ktoś zna źródło, niech poda w komentarzu). Do wiadomości wklejony został w całości, ale najbardziej przeraziły mnie poniższe fragmenty. Niebieskie Forum jest niezłym źródłem informacji dla transów, aczkolwiek przy tym tekście czuję silną potrzebę wyjaśnienia sprawy. Jest to doskonały przykład na zagrożenia płynące ze strony transseksualnej braci.

(...) Możesz zostać poproszony o napisanie (na następną wizytę) życiorysu. Chodzi o sprawy typu - bawiłem się klockami i samochodami, w przedszkolu szczypałem koleżanki, pomagałem jak tata naprawiał samochód, zrobiłem kartę rowerową, potem prawo jazdy, interesuję się komputerami, mam dziewczynę, chcemy się pobrać i żyć normalnie, bla, bla bla. Jeśli nawet poza wymienionymi sprawami bawiłeś się również lalkami, pomagałeś mamie w gotowaniu i sprzątaniu, haftowałeś i robiłeś na szydełku, samochody określasz po kolorach, a nie po markach, komputer zaś potrafisz głównie zlokalizować na biurku i włączyć, a potem musi przyjść brat i odkręcić to, co zepsułeś... no i zakochałeś się właśnie w koledze – nie wychylaj się. Nie przyszedłeś do lekarza po to, by dostarczać mu ciekawego materiału do badań, tylko żeby załatwić swoją sprawę. (...)

Dr Stanisław Dulko lubi też oglądać zdjęcia transów z dzieciństwa. Czasem prosi o kilkanaście zdjęć, czasem wystarcza jedno. Jeśli miałeś niefart i troskliwa pozerska rodzinka do fotografowania ubierała Cię na siłę w sukieneczki, to gwizdnij jakieś zdjęcia bratu albo kumplowi 😉 Oczywiście zdjęcia kumpla przejdą do wieku jakichś 3 lat, potem już powinieneś zacząć być na zdjęciach coraz bardziej podobny do obecnego siebie. (...)

Nim zabiorę się do obalania kolejnych fragmentów, wyjaśnijmy sobie jedno: absolutnie nie wolno się tak zachowywać u diagnosty! To jak strzał w kolano. Nawet jeśli powyższa wizja jest kusząca i wydaje ci się, że dzięki tej strategii unikniesz problemów, nie rób tak! Możesz wyrządzić sobie wielką krzywdę oraz pomożesz w propagowaniu krzywdzącego stereotypu tzw. "tru transa".

Zacznijmy od tego, czym jest stereotyp "tru transa". Wiele osób, zwłaszcza niepewnych własnej męskości, głosi pogląd, jakoby trans musiał być typowym, ociekającym testosteronem i krwią wrogów macho, który nie dopuszcza do siebie ani odrobiny kobiecości (ba, neutralności), bo inaczej nie jest transem, a chłopczycą albo lesbijką z problemami. Powinien on całkowicie odciąć się od kobiecej przeszłości, zarówno pod względem imienia i przyzwyczajeń, jak i wspomnień; wspomnienia należy zmodyfikować, aby w pełni odpowiadały stereotypowi. Bawiłeś się lalkami? Zapomnij o tym, od teraz mów, że bawiłeś się resorakami. Tańczyłeś w kiecce na studniówce? Zapomnij o tym, od teraz mów, że na niej nie byłeś. I tak dalej... Jak łatwo się domyślić, nikt tak naprawdę nie potrafi szczerze i w pełni sprostać tym wymogom.

Dlaczego nie należy go powielać? Powodów jest wiele. Po pierwsze, robisz krzywdę sobie i innym transom. Takie udawanie całkowicie uniemożliwia prawidłową diagnozę lekarską. Chcesz mieć porządny papier, którego nikt nie obali? Bądź sobą i szczerze odpowiadaj na pytania. Jeśli twój transseksualizm jest tak naprawdę fałszywym poczuciem płci, spowodowanym przez inne schorzenie, to za parę lat może się okazać, że jednak kobiece poczucie płci wróci, a zmiany będą już nieodwracalne. Chcesz przechodzić przez proces detranzycji, włączając w to kolejne coming-outy i stosy pieniędzy wydane na odkręcenie majdanu? Diagności nie są zresztą głupi. Testy, które wypełniasz, potrafią pokazać, czy kłamiesz. Jeśli uzupełniasz test w sposób, który "wydaje ci się najlepszy", to na pewno nie zauważysz wszystkich zależności między pytaniami i wtopisz. Kiedy diagnosta stwierdzi, że kłamiesz, może wręcz przekreślić całą dotychczasową pracę, a nawet odmówić ci pomocy. Jesteś gotowy na takie ryzyko? Bierzesz pod uwagę, że ryzykujesz czasem, napięciem psychicznym i pieniędzmi? Zdajesz sobie sprawę, że taka opinia seksuologiczna jest później przedstawiana w sądzie, a fałszywe zeznania są karalne? Nie warto w to brnąć. Nawet jeśli jesteś nietypowym przypadkiem, ale faktycznie cierpisz na transseksualizm, to i tak dostaniesz ten upragniony papierek. Może z kilkoma testami więcej, może o jedno spotkanie dłużej, ale twoja diagnostyka przebiegnie pomyślnie i - co najważniejsze - faktycznie będzie ci pomocna. Poza tym, wiesz skąd się bierze strach przed "niezaliczeniem" diagnostyki? Właśnie przez ten stereotyp. Transseksualiści zatajają swoją "nietypowość", karmiąc diagnostów wykutymi na blachę historiami. Diagności przez to nie wiedzą, jak różnorodnie może się objawiać transpłciowość. Są zatem podejrzliwi w stosunku do tych, którzy odważą się przejść testy uczciwie. Przez tę podejrzliwość inni boją się, że zostaną zdyskwalifikowani, więc częstują diagnostów bajkami... I tak w kółko. Sami to napędzamy. Na szczęście ludzie coraz częściej podchodzą do sprawy szczerze i bez udawania, stereotyp zaczyna wymierać. Niestety, na chwilę obecną początkujące osoby nadal są narażone na jego wpływ.

A teraz przyjrzyjmy się cytowanemu fragmentowi.
Chodzi o sprawy typu - bawiłem się klockami i samochodami, w przedszkolu szczypałem koleżanki, pomagałem jak tata naprawiał samochód, zrobiłem kartę rowerową, potem prawo jazdy, interesuję się komputerami, mam dziewczynę, chcemy się pobrać i żyć normalnie, bla, bla bla.
Po pierwsze - genetyczni chłopcy wcale nie są tacy "męscy". Klocki, samochody, owszem, ale oprócz tego misie, lalki, puzzle, kolorowanki, bajki... Żadne dziecko, o ile nie ma fanatycznych rodziców, nie bawi się wyłącznie zabawkami stereotypowo przypisanymi do ich płci. Owszem, chłopcy często biegają z samochodami, ale głównie dlatego, że właśnie samochody dostają na święta. Kiedy w rodzinie jest kilkoro dzieci różnej płci, wyraźnie widać, że dzieci - o ile nie są karmione hasłami typu "zostaw, to dziewczyńska/chłopięca zabawka" - uwielbiają różnorodność. Karta rowerowa i prawo jazdy nie są absolutnie niczym męskim. Ani kobiecym. Choć rozumiem, że miało to być tylko przykładowe zestawienie, pachnie mi lekkim, nieświadomym seksizmem. Na sam koniec wtrącono również orientację seksualną. Cóż to ma do rzeczy? Owszem, ważne jest, żeby mieć z grubsza wizję szczęśliwej przyszłości, ale nie trzeba do tego wciskać się w heteroseksualizm. Nieustannie dostaje pytania typu "Czy jeśli jestem gejem/bi/asem, to powinienem się do tego przyznawać?". Przyznawać? Przyznać to się można do czegoś złego. O orientacji wystarczy zwyczajnie powiedzieć. I będzie okej.
Jeśli nawet poza wymienionymi sprawami bawiłeś się również lalkami, pomagałeś mamie w gotowaniu i sprzątaniu, haftowałeś i robiłeś na szydełku, samochody określasz po kolorach, a nie po markach, komputer zaś potrafisz głównie zlokalizować na biurku i włączyć, a potem musi przyjść brat i odkręcić to, co zepsułeś... no i zakochałeś się właśnie w koledze – nie wychylaj się.
Jeśli musisz określać swoją męskość po biegłości w obsłudze elektroniki i wiedzy motoryzacyjnej, a w dodatku jesteś niewdzięcznym leniem, niepomagającym we własnym domu, to mam dla ciebie złe wieści... Choć komputer obsługuję całkiem nieźle, to nigdy nie ukrywałem, że samochody to ja oceniam wyłącznie po wygodzie siedzenia pasażera. I nigdy nie miałem z tego powodu najmniejszego problemu w diagnostyce. Ani w czymkolwiek innym, nawiasem mówiąc. Kolegom mówię wprost, że nie rozumiem nic z ich mechanicznego bełkotu i - rzecz niesamowita - nie rzucają się z podejrzeniami, że nie jestem prawdziwym facetem. A na serio, to największym problemem w tym fragmencie jest zwrot "nie wychylaj się". "Nie wychylaj się"? Serio?  Opisywanie siebie w celu poprawnej diagnostyki nie jest żadnym wychylaniem się. Jest uczciwym spełnianiem zadania, dzięki któremu specjalista będzie mógł nam pomóc. Nie traktuj swojej płci, orientacji czy zachowań jako czegoś, z czym powinieneś się ukrywać. Czyż nie po to idziesz do specjalisty, żeby pomógł ci w życiu jako TY? No właśnie!
Nie przyszedłeś do lekarza po to, by dostarczać mu ciekawego materiału do badań, tylko żeby załatwić swoją sprawę.
Prawda. Problem w tym, że sprawą tą nie jest odwalenie chały i zabranie papierka, który jest przekłamany i niczemu nie służy. Sprawą, którą chcesz załatwić, jest uzyskanie rzetelnej pomocy, która sprawi, że będziesz mógł świadomie i odpowiedzialnie pokierować swoim dalszym życiem.
 Jeśli miałeś niefart i troskliwa pozerska rodzinka do fotografowania ubierała Cię na siłę w sukieneczki, to gwizdnij jakieś zdjęcia bratu albo kumplowi 😉 Oczywiście zdjęcia kumpla przejdą do wieku jakichś 3 lat, potem już powinieneś zacząć być na zdjęciach coraz bardziej podobny do obecnego siebie.
To jest już zwykłe oszustwo, na podstawie którego powstanie przekłamany dokument, z którym pójdziesz do sądu i który potwierdzisz fałszywymi zeznaniami. Gratuluję, wygrałeś grzywnę i obciążenie moralne. Ta rada zakłada z góry, że jesteś kompletną sierotą, niepotrafiącą sklecić prostego argumentu, np. "Kiedy byłem mały rodzice decydowali o tym, jak wyglądam, zresztą nie wiedziałem jeszcze wtedy, czym jest płeć". Koniec. Tyle. To całkowicie wystarczy, żeby zdjęcia przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Naprawdę myślisz, że cudze fotki będą lepsze niż to jedno zdanie? Pomijam już fakt, że niektórzy diagności lubią się konsultować z rodzicami, a wtedy cała twoja machloja rozpada się na kawałki. Transi odnajdują swoją płeć w przeróżnym wieku. Jeśli twoje olśnienie nastąpiło, kiedy byłeś nastolatkiem lub dorosłym, to ciężko, żebyś miał w albumie ociekające męskością zdjęcia. I jest to zupełnie naturalne. Żaden godny zaufania diagnosta nie oprze swojej opinii na jakimś zdjęciu, choćbyś miał na nim brokatową suknię bez pleców. Fotografie są pomocne, ale nie przesądzają sprawy. Ba, są transi, którzy wygląd zmieniają dopiero w trakcie diagnostyki. Gdyby wierzyć na słowo autorowi cytowanego tekstu, oznaczałoby to, że są z góry zdyskwalifikowani.

Podsumujmy. Po pierwsze, stereotyp "tru transa" jest krzywdzący i całkowicie zbędny. Po drugie, trzymanie się go może powodować jedynie dyskomfort i matactwa. Po trzecie, nie musisz być męski na 140%, żeby być facetem. Po czwarte, w diagnostyce liczy się szczerość, a nie spełnianie jakichś wymyślonych norm.

Bądź sobą i nie przejmuj się, jeśli ktoś ci wmawia, że nie jesteś transem, bo nie trzymasz się bzdurnych zasad "prawdziwej męskości". Jesteśmy tylko ludźmi i jak to ludzie mają w zwyczaju, różnimy się między sobą. Nie komplikuj sobie życia - wywal takie rady do śmieci.

6 komentarzy:

  1. Świetny post, Grabieżco!
    Najważniejsze to być sobą i tutaj moje pytanie- jak wyglądały sprawy diagnostyki u Ciebie? Byłeś całkowicie szczery i nie bałeś się nieuzyskania pozytywnej dla Ciebie opinii czy zdarzyło Ci się nagiąć pewne fakty?
    Życzę Ci wszystkiego dobrego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc to byłem nawet aż zbyt szczery, w pewien sposób testowałem swoich diagnostów. Opowiadałem bez ściemniania o czasie, kiedy próbowałem żyć jako kobieta, o swoich związkach z kobietami i facetami, o wątpliwościach... I nigdy nie trafiłem na lekarza, który robiłby z tego problem. Czasem zadali kilka dodatkowych pytań i na tym koniec. Stąd moja pewność, jeśli chodzi o propagowanie szczerości u specjalisty. :)

      Usuń
  2. Popieram - przede wszystkim szczerość.
    A druga sprawa, to niektórzy "tru" czerpią jakąś chorą przyjemność w dokopywaniu innym. Nie tak dawno temu, wyraziłem swoją obawę, czy poprzedni pracodawcy wydadzą mi skorygowane świadectwa pracy. I usłyszałem, że skoro się o to martwię, to tranzycja nie jest dla mnie. Powiem krótko: było to chamskie. Rada? Należy ignorować takie osoby, a już na pewno nie słuchać ich rad.

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie jest cytat z forum tylko chyba ze strony, więc nie trzeba się logować żeby go przeczytać. Poza tym ja go trochę inaczej zrozumiałem... Tak czy siak nie wiem w ogóle po co o takich rzeczach pisać (nie pisałem ani o tym, że bawiłem się samochodami ani że lalkami... chyba, już nie pamiętam, miałem ważniejsze rzeczy do napisania niż to...) Ogólnie jednak masz sporo racji. Poza może tym: "To jest już zwykłe oszustwo, na podstawie którego powstanie przekłamany dokument, z którym pójdziesz do sądu i który potwierdzisz fałszywymi zeznaniami." - tu troszeczkę się zagalopowałeś :P Dokument nie powstanie na podstawie zdjęć ;)
    Ja powiem tak: ja skupiłem się na tym co czułem - dzięki temu nie musiałem kłamać, ale i nie musiałem za bardzo wgłębiać diagnostów w te za bardzo prywatne rzeczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że można go inaczej zrozumieć, aczkolwiek starałem się go zinterpretować z punktu widzenia kompletnego świeżaka i wydaje mi się, że właśnie w ten sposób zostałby odebrany. I owszem, masz rację, ja chyba też nie pisałem o takich bzdetach jak zabawki, też postawiłem na emocje. I na jakieś większe przełomy w życiu - co do nich doprowadziło, jak się z tym czułem itd. To jest dobre podejście. Ale że w cytacie jest o zabawkach, to postanowiłem sprostować.

      Opinia nie powstanie na podstawie zdjęć, racja, tak też napisałem :p ale o fałszywych zeznaniach to prawda. W sądzie musisz w pewien sposób powtórzyć część tego, co mówiłeś diagnoście (wiadomo, nie wszystko), więc jeśli kłamałeś u specjalisty, to musisz kłamać i w sądzie, żeby zachować spójność. A to już lekka lipa. ;)

      Usuń
  4. Małe sprostowanie: odpowiedzialności karnej w Polsce podlega się tylko w przypadku złożenia fałszywych zeznań jako świadek. Jeśli się jest stroną, to można kłamać i nie powoduje to ujemnych konsekwencji prawnych, choć oczywiście jest niemoralne. /kicur

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na zamknięcie bloga komentarze dostępne wyłącznie dla autora i moderatorów.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.