[UWAGA: pojawiają się bluzgi!]
Ja wiem, że przychodzicie tu nie po moje smęty, nie po moje ogólne przemyślenia, ale niestety, dziennik skasowany, a to będzie jego podsumowanie. Może na coś się komuś przyda, jeśli nie, to nastawiajcie się na wznowienie "przydatnych" postów od połowy września.
Jeśli ktoś się otarł o mój dziennik i był niezwykle spostrzegawczy, mógł zauważyć lekką nutkę czarnowidztwa... ;) Grabieżca skupiał się na tym, jak to ma źle w życiu, jak to brak mu odwagi, jak to psuje wszystko wokół. I wiecie co? Nadal magicznie nie jest. Nie, jest chujowo. Ale! Grabieżca to zaakceptował i niniejszym podejmie niemrawą próbę przekonania siebie, że największe gówno da się obejść, kiedy zaciśniesz zęby. A teraz mała wojna z trzema wybranymi argumentami do hasła "jest do dupy, idź się zabij".
Po pierwsze - "ja się nie nadaję na faceta, boże, przecież jestem taką pizdą, o wyglądzie nie mówiąc".
Tak, mam takie myśli. Bywa, że staję przed lustrem i sprawdzam, czy umiem oblizać usta dziwkarskim gestem, bo a nóż-widelec wyjdzie mi lepiej niż męski półuśmiech. Patrzę na swoje 162cm wzrostu, na zarośnięte, ale nadal babsko cherlawe nogi, na za gęste rzęsy, na usta stworzone do seksu oralnego... Patrzę, myślę, analizuję, zdecydowanie bardziej niż jakikolwiek genderowiec płci obojętnej. I wiecie co? Koniec końców i tak widzę faceta. Bo nim jestem. Mimo cycków, mimo słabej psychiki. Kto powiedział, że musisz śmierdzieć petami i piwskiem, żeby być męskim? Kto każe Ci mieć umięśnioną klatę? Kto każe powstrzymywać łzy, kiedy spotyka cię zawód w życiu? Liczysz się ty i twoje odczucia. Nie to, co ci wbijają do głowy, nie to, co wypada, nie to, na co wyglądasz. Ty. Po prostu. Krytyka i tak będzie cię otaczać, śmiech, kpiny, głupie żarty.... Niezależnie od tego, jakiej jesteś płci. Więc czemu się hamować, skoro koniec końców i tak reakcja będzie taka sama, a ty przynajmniej będziesz szczęśliwy? Niechaj wybrzmi moje nieśmiertelne motto - jeśli ty podchodzisz do swojego ts naturalnie, inni też będą to tak traktować.
Po drugie - "gorzej być nie może".
Oh, ależ mój drogi, może. Kiedy myślisz, że nic poza samobójstwem ci już nie zostaje, pomyśl, że stajesz na moście z pętlą na szyi i orientujesz się, że nie możesz tego zrobić. Albo ktoś cię ściąga. Albo lina pęka, nie łamiąc ci karku. Albo w ostatniej chwili łapiesz się jedną ręką barierki w połowie skoku. Co zrobisz, kiedy twoja ostatnia opcja okaże się niedostępna? Co, jeśli twoja ostatnia deska ratunku jest tak naprawdę tylko śmiechem na sali? Jaki masz plan na wypadek, kiedy ostatni z ostatnich planów zawiedzie? "Samobójstwo jest trwałym rozwiązaniem na przejściowy problem". Uwierz, wiem, co mówię. Poza tym jeśli chcesz to wszystko skończyć... Czemu nie poczekać jeszcze chwili i nie zobaczyć, jakie karty dostaniesz w następnym rozdaniu? Wszak od stołu możesz wstać w każdej chwili.
Mam nadzieję, że za często takiej potrzeby nie będzie, ale w razie czego - kto potrzebuje, niech pisze do wujka Grabieżcy. Może coś wymyślimy. Fuck it, jesteśmy wszyscy zajebiści, na pewno wymyślimy!
Po trzecie - "jestem nieprzydatny, zajmuję innym miejsce".
Na to nie mam innego argumentu jak po prostu: a może to jest właśnie twoje miejsce? To, którego tyle szukałeś i nie wiedziałeś, że jest wyłącznie twoje, odpowiednie i idealne, choć do doszlifowania, bo drzazgi się w dupę wbijają? (Z przydatnością nadal walczę.)
Reszta jest dla mnie zbyt osobista lub jeszcze cięższa do wyjaśnienia, żebym się nią dzielił. Może kiedyś, kiedy odnowię dziennik, tutaj nie pora i nie miejsce na tego typu wywody.
Wychodzę z założenia, że każdy ma swoje problemy równie przytłaczające, tylko skalę każdy inną przykłada - z tą myślą od jutra zabieram się za odpisywanie na zaległe mejle i bogowie mi świadkami, że wezmę się w garść. Skoro niechcący zrobiłem się rozpoznawalny, to niech będę przykładem.
Do tych, którym przypadkiem pomogłem - dzięki za zaufanie.
Do tych, którzy mi pomogli - dzięki za ocalenie życia.
Do pozostałych czytających - każda minuta jest wyborem, każdy oddech jest wyborem, zawsze możesz wstać, wynająć kajak i popłynąć na Islandię, jedyne, co cię ogranicza to ty i twoje zapasy żywności. ;)