UWAGA! Wszelkie kopiowanie treści bloga bez mojej zgody będę uważał za kradzież. Wszystkie poniższe teksty (o ile nie napisano inaczej) są tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Cytując lub tworząc własny tekst na podstawie mojego, koniecznie zamieść źródło, tj.: http://transseksualizm.blogspot.com/

Czytasz starą część bloga, na której już nie pojawiają się aktualizacje. Żeby zobaczyć nowe posty, zajrzyj na nowy adres.

8 września 2016

Transseksualiści bez planu

Kiedy piszę, koncentruję się głównie na transach dążących do zmian prawnych i operacyjnych, zmieniających swój wygląd i pragnących badań diagnostycznych.  Osoby, które nie zaliczają się do tej grupy, mogą odnieść wrażenie, że są dziwne lub nienormalne. Ostatnio pisałem o osobach odstających od "typowych transów", dzisiaj trochę więcej na ten temat.


Grupa, która jest bardzo często pomijana nie tylko na moim blogu, ale w ogóle w tzw. środowisku, to transi, którzy nie chcą przechodzić żadnych zmian. Kiedy jako nastolatek zaczynałem przygodę z poznawaniem innych towarzyszów niedoli, byłem szczerze zdziwiony, że są ludzie, którzy nie mają zamiaru nic zmieniać w swoim życiu, choć są psychicznie facetami. Byłem wtedy na etapie "chcę zmian teraz-zaraz-natychmiast" i ich spokój wydawał mi się niedorzeczny. Teraz już wiem, że tacy ludzie istnieją i to o dziwo nie jako pojedyncze, zagubione w tłumie jednostki. Środowisko (więcej o trans-branży tutaj) często odrzuca te osoby jako nieprawdziwe, udające lub zboczone. Prawda jest taka, że nie każdy trans to transseksualista, a i nie każdy transseksualista musi sobie radzić z ts w ten sam sposób. Są trans-faceci, dla których własne poczucie męskości jest w zupełnie wystarczające.

Większość z nas czuje potrzebę bycia zdiagnozowanym przez specjalistę. Zazwyczaj chodzi o papierki do sądu, jednak powiedzmy sobie szczerze, pozytywna opinia sama w sobie przynosi ulgę i spokój. Wszystkie pytania "A co jeśli nie jestem ts?" dotyczą właśnie procesu diagnozowania i werdyktu lekarza. Często zapominamy, że do bycia facetem nie jest potrzebne lekarskie zaświadczenie. Owszem, transseksualizm jako jednostka chorobowa musi zostać poprawnie zdiagnozowany (głównie poprzez wykluczenie innych schorzeń), jednak samo bycie transem nie wymaga badań. Dana osoba może żyć długo i radośnie jako trans, nawet jeśli nie widziała na oczy seksuologa czy psychiatry. Każdy dorosły transseksualista przed zmianami prawnymi wie, że życie bez nowych dokumentów i operacji bywa upierdliwe, ale jest w pełni możliwe. Są też tacy, którzy przechodzą diagnostykę "dla pewności i spokoju sumienia", ale papier chowają do szuflady i na tym kończą swoją przygodę z leczeniem ts/tg.  Żyją jako kobiety lub transi przed hormonami (pre-T), radzą sobie z otoczeniem i samymi sobą, budują życie kawałek po kawałku. Bycie trans okazało się dla nich niezbyt istotne, a korzyści z procesu tranzycji (zmiany płci) nie przeważyły nad radością codziennego życia. Z całą pewnością wśród nich są osoby, które zwyczajnie zbyt się boją lub są tłamszone przez bliskich, jednak oni nie zaliczają się do transów szczerze "olewających" leczenie.

Innym przypadkiem są ludzie, którzy - choć medycznie określa się ich jako transseksualistów - nie uważają się za transów. Transseksualizm (lub transgenderyzm) jest dla nich emocjonalnie równie obcym zagadnieniem jak dla zdrowego człowieka gruźlica. Żyją zgodnie z płcią biologiczną lub odczuwaną (w zależności od sytuacji i możliwości), najczęściej przechodzą długi proces zmian, tłumaczą się co krok w urzędach i u lekarzy, a jednak nie czują się transseksualni (transgenderowi). Nie muszę szukać przykładów daleko, sam nie czuję się dobrze z etykietką transseksualisty. Przestałem się za takiego uważać - choć medycznie jest to nieprawdą - w okresie między zmianą danych a mastektomią. Nie wstydzę się, nie czuję obrzydzenia do siebie, nie chcę się odcinać od przeszłości - po prostu NIE CZUJĘ tej etykiety. Do chwili, w której obcięli mi cycki, transseksualizm miałem wiecznie ze sobą, codziennie go odczuwałem, co parę godzin boleśnie się przypominał. W tym momencie uważam się za "faceta z pechową wadą genetyczną", który czeka na dalsze operacje - coś w typie interseksualisty. Oczywiście medycznie to wszystko jest bzdurą i transseksualistą jest się do końca życia (genów żadna operacja nie zmieni), jednak logika jedno, a własne odczucia i emocje drugie. Najczęstszym przypadkiem rozdzielenia etykietki od człowieka jest chwila, w której trans osiąga etap, do którego zamierzał dotrzeć (kończy leczenie) i staje się w pełni mężczyzną we własnych oczach.

Zawsze starałem się zwracać uwagę na uprzedzenia wewnątrz transowej braci, ten post jest kolejną próbą uświadomienia większemu gronu, że nie każdy trans jest stereotypowym transem. Ba, mało który z nas podpada w pełni pod stereotyp. Jesteśmy bardzo różnorodną grupą, którą łączy wyłącznie jedna cecha - zamęt z płcią. Tak jak z innymi problemami, tak i z tym radzimy sobie inaczej i inne będziemy mieć podejście do kwestii z nim związanych. Musimy przedzierać się przez brak zrozumienia nie tylko u nie-transów, ale i we własnym gronie! Dlatego pamiętaj: nim oskarżysz innego transa o udawanie lub bycie "nieprawdziwym", zastanów się, czy faktycznie tak jest. Może po prostu ten ktoś radzi sobie z ts inaczej niż ty?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ze względu na zamknięcie bloga komentarze dostępne wyłącznie dla autora i moderatorów.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.