UWAGA! Wszelkie kopiowanie treści bloga bez mojej zgody będę uważał za kradzież. Wszystkie poniższe teksty (o ile nie napisano inaczej) są tylko i wyłącznie mojego autorstwa. Cytując lub tworząc własny tekst na podstawie mojego, koniecznie zamieść źródło, tj.: http://transseksualizm.blogspot.com/

Czytasz starą część bloga, na której już nie pojawiają się aktualizacje. Żeby zobaczyć nowe posty, zajrzyj na nowy adres.

26 listopada 2014

Jak kupować w lumpie?

Zazwyczaj ludzie dzielą się na dwie grupy: tych, którzy uwielbiają polować w ciuchbudach i tych, którzy uważają używane ubrania za zło konieczne dla biednych. Zdecydowanie zaliczam się do pierwszej kategorii. Lumpeksy oferują tak szeroki wybór ubrań jak żaden sklep, butik czy sieciówka. Znajdą się w nim ubrania na każdy typ figury. Są używane, dlatego od razu wiadomo, jaki mają kształt i kolor - koniec z niespodziankami po kilku praniach. Łatwo można też odsiać materiały wątpliwej jakości od tych porządnych, wystarczy rzut oka i dotknięcie materiału. W sklepach z nówkami często dopiero po kilku użyciach widać, że ubranie nie posłuży zbyt długo. W czasie swoich polowań napotykałem na tak kosmiczne kroje, proporcje czy kolory, że mogę z czystym sumieniem zapewnić: każdy znajdzie coś na siebie. Jasne, zazwyczaj nie kończy się na jednym lumpie i trzeba trochę pochodzić, ale naprawdę warto. Po jakimś czasie ma się "swoje" szmateksy, w których często znajduje się coś wartego uwagi. Także cierpliwości, bo się opłaca. W lumpach kupuję materiały na prototypy spłaszczaków, dział z pościelą aż się prosi o przekopanie. Przeciwnicy zwykle marudzą na temat dziwnego zapachu. Cóż, od czego ma się pachnące płyny do prania? Nie ma też co się bać, towar jest zawsze dezynfekowany, często nawet kilka razy. Z powodzeniem przeciągnąłem wielu znajomych (w tym transów i ludzi "metkowych") na szmacianą stronę mocy. Przykładowo przyjaciel kupił porządny wizytowy płaszcz za 30zł; sklepie zabuliłby ponad 100zł.

Wizytę w lumpie polecam każdemu transowi, nawet bez zamiaru robienia zakupów. To idealny sposób, żeby zobaczyć jak podobne do siebie są ubrania męskie i damskie. Bez segregacji i metek ciężko rozróżnić dla jakiej płci było toto uszyte. Jeśli czujesz mocną presję na noszenie wyłącznie męskich ubrań, a z jakiegoś powodu nie jest to zawsze możliwe lub źle się czujesz, to takie ćwiczenie jest jak najbardziej dla ciebie.

Jest kilka zasad, które warto sobie przyswoić przed "wyprawą na szmaty":
  • Przeglądanie, grzebanie, przymierzanie. Pracownicy starają się posegregować ubrania w miarę swoich możliwości, ale nigdy nie udaje się to w stu procentach. Męskie ubrania można znaleźć na każdym dziale, również damskim i dziecięcym. Wieszaki zazwyczaj są zawalone, nie wspominając o kopiastych koszach. Często trzeba przebić się przez tysiąc warstw mało ciekawych ciuchów, żeby wykopać tę idealną bluzę. Szukanie spodni najczęściej oznacza przeglądanie stojaka para po parze i polowanie na metki. Nie nastawiaj się na zakupy w stylu sieciówek typu "wszedłem, rozejrzałem się, znam asortyment".
  • Głowa otwarta na przeróbki. W lumpach nie ma jasnej rozmiarówki z kilkoma rozmiarami do każdego kroju. Bywają sytuacje, kiedy ciuch marzeń okazuje się być za duży, dziurawy, poplamiony itd. Zamiast od razu odkładać go na stertę, warto pomyśleć nad sposobami naprawy. Koszt przykładowej kurtki, nawet wliczając krawieckie poprawki lub odplamiacze, zazwyczaj jest i tak niższy niż w sklepie. Sprawna krawcowa jest też w stanie np. unowocześnić dziadkową marynarkę.
  • Częste sprawdzanie asortymentu. Zazwyczaj dostawy są raz w tygodniu, to jednak nie oznacza, że w międzyczasie nie pojawi się nic nowego. W większości lumpów na zapleczu stoją zapasowe wory, z których panie dokładają na bieżąco.
Jeśli ktoś szuka materiału na spłaszczaka, nie powinien skupiać się wyłącznie na stercie pościeli i jej podobnych. Świetnie nadadzą się sprane koszulki, różnego rodzaju odzież sportowa, damskie podkoszulki itd. Można poczekać do najtańszego dnia (zaraz przed nową dostawą) i kupić całe naręcze materiału za kilka złotych. Pociąć można nie tylko koszulki, ale też duże spodnie czy sukienki. Liczy się w końcu efekt końcowy.

Choć nie ma to dużego znaczenia, warto umieć odróżnić - choćby z grubsza - ubrania damskie od męskich. Pamiętaj, że jeśli kupując nie umiesz określić dla jakiej płci jest ubranie, to na ulicy też nie będą tego potrafili zrobić. Dzisiejsza moda zadania nie ułatwia. Zdaję sobie jednak sprawę, że większy komfort noszenia dają typowo męskie ubraniach, dlatego poniżej kilka wskazówek.
  • Długość i wygląd zapięcia. Kobiece spodnie mają krótsze zamki (nie tylko biodrówki), a bluzy delikatniejsze suwaki. Zwracaj uwagę na ozdobne guziki, plecione sznureczki, typy agletów. Damskie ubrania mają czasem różne ozdobne zapięcia, które nie pełnią żadnej praktycznej funkcji. Męskie spodnie przylegają w kroku, za to mają więcej luzu przy zapięciu i łatwiej je podciągnąć.
  • Podszewka. Producenci uwielbiają wrzucać stereotypowo "kobiece" wzorki na wewnętrzną stronę damskich ubrań.
  • Proporcje ramion do bioder. W przypadku bluz, kurtek, koszulek itp. można sprawdzić, gdzie jest więcej miejsca - przy tyłku czy na ramionach. Ostatnio kupiłem sobie bluzę, ewidentnie damską, ale spodobała mi się na tyle, żeby to zignorować. Niestety, w ramionach jest tak wąska, że mam problem z poruszaniem rękami.
  • Długość rękawów. Męskie ubrania mają dłuższe rękawy. W koszulkach widać różnicę na pierwszy rzut oka - niekoniecznie chodzi o długość, ale o krój.
  • Miejsce na sprzęt. W damskich ubraniach będzie więcej luzu na klacie ("pod pachami"), udach i tyłku, w męskich w barach, ramionach, na przedzie spodni. Sprawa dość oczywista.
  • Wielkość kieszeni. Męskie kieszenie mają być praktyczne i pojemne (może nie zastępujące plecak, ale normalnej, zdrowej wielkości). Płytkie lub pozorne kieszenie najczęściej występują w damskich ciuchach.
  • Detale. Czasem jedyną wskazówką jest serduszko przy nazwie firmy, kwiatuszek na suwaku lub jakieś pojedyncze słowo w nadruku.
Miłego polowania. ;)

4 komentarze:

  1. Praktycznie podpisuje się pod wszystkim, co tutaj napisałeś :) Od 3 lat chodzę na ciuchy regularnie i tego nie żałuję ;) Zawsze znajduje to, czego szukam. Kiedyś myślałem, że tak głupio chłopakowi chodzić samemu na lumpy, teraz po prostu wkładam słuchawki na głowę i świat wokół mnie nie ma żadnego znaczenia :) Co można dodać to to, że też na ciucholandach można zarobić. Jeśli chodzi o spodnie to ja właściwie tylko po kieszeniach sprawdzam, czy są męskie, czy damskie, inaczej nie potrafię ich rozróżnić :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie. :) Faktycznie, można sprzedać co lepsze ciuchy albo nawet znaleźć coś kosztownego w środku.

      Prawda taka, że ludziom wszystko jedno, kto i gdzie kupuje. Czasem się pogapią z braku ciekawszego zajęcia, a po trzech minutach zapominają. Warto odwrócić sytuację - ile osób ty wspominasz z wycieczek do sklepów? Niewiele. Tak samo mało kto będzie wspominał ciebie. ;)

      Usuń
  2. Fajny wpis i też się zgadzam :) Nie będzie przesadą jak powiem, że większość moich ciuchów pochodzi z lumpów :D (właściwie to powinienem raczej powiedzieć: prawie wszystkie :P ), jakoś nie umiem dać 50zł za koszulę, skoro wiem że w lumpie kupię taką za 5zł :) Czyli mogę sobie kupić takich 10 (to samo ze spodniami, tyle że te nowe mogą być jeszcze droższe). Także u mnie też rotacja ciuchów jest dość duża, bo jak się nudzą to nie szkoda się ich pozbyć :)
    Masz też rację, że panie często nie rozróżniają ciuchów, często widzę damskie spodnie powieszone wśród męskich, koszule też się zdarzają - panie patrzą pewnie tylko na kierunek zapięcia.
    Ale i przyznam, że czasem mam ochotę kupić sobie jakieś fajne spodnie... mimo motylka na metce czy coś :D Z resztą mam kilka damskich ubrań - mam np. polar (właśnie w nim siedzę ;) ), który jest chyba bardziej damski (na metce pisze: "To fit bust...") ale go uwielbiam :P z resztą nikt raczej nie pozna jak nie znajdzie tej metki ;) Mam kurtkę (kupioną za całe 2 złote! ;) ) z malutkim zapięciem na zatrzask nad zamkiem na damską stronę - chciałem to nawet obciąć i przeszyć żeby nie było widać ale niech tam, jeszcze nikt nie zauważył że to damska :D (bo poza tym moim zdaniem bardziej pasuje na męską). No a ostatnio kupiłem sobie koszulkę... chyba bardziej jest damska ale też mi się podobała :D najwyżej będę chodzić po domu/do spania :D

    OdpowiedzUsuń
  3. zewsząd i znikąd19 stycznia 2015 13:04

    Kupuję w szmateksach, ale na pewno nie jestem w tym mistrzynią. Ostatnio owszem upolowałam superwygodną koszulę, którą właśnie mam na sobie (po domu konsekwentnie noszę superwygodne, nie za ładne męskie koszule, a latem - koszulki z krótkim rękawkiem). Ale ogólnie mam zawsze problemy z szukaniem odzieży w szmateksach: po pierwsze jestem uczulona na włókna nieroślinne, cała moja odzież dotykająca do skóry (odzież nie dotykająca do skóry to np. kurtka, kamizelka...) musi być z bawełny, bawełny z lnem, bawełny z pokrzywą, ostatecznie bawełny z odrobiną syntetyku (taka akceptowalna odrobina to dla mnie kilka procent, w przypadku rajstop - do 20%). Po drugie jestem wielką babą, noszę damskie 48 i męskie XL, w porywach XXL. Jasne, czasem coś się znajdzie - nawet moje dwie ulubione pary spodni pochodzą ze szmateksów (a niełatwo o coś, co na mnie dobrze leży - jestem najgrubsza od pasa do kolan, więc dobre spodnie powinny mieć wstawkę z gumy w pasie), ale na ogół spodnie ze szmateksu pasują mi tylko na głowę ;). Po trzecie mój gust... kurczę, nawet o męskie koszule niełatwo, bo nie będę po domu nosić tych cienkich koszul, które są lekko śliskie nawet gdy są z czystej bawełny, a co dopiero ciuchy pozadomowe, damskie i niestandardowe męskie. Jestem spóźnioną hipiską i naprawdę niełatwo mi znaleźć coś ładnego - pstrokatego, w orientalne wzory, albo w kwiaty, ale nie hiperkobiecego (bardzo sobie chwalę, a propos, męskie koszule w kwiaty i marzę o zdobyciu prawdziwej ukraińskiej soroczki - niestety, u nas to straszne ceny, absolutnie nie-szmateksowe...). Wszędzie tylko jednobarwne ciuchy, paski, kratki, wśród damskich strojów panterki - takie rzeczy to nie dla mnie.
    Moje przeboje szmateksowe: 1. Koszula w duże i megapstrokate kwiaty, lniano-bawełniana (3/4 lnu, a w ogóle nie drapie), i do tego zapinana po męsku (zawiera nawet "skrajnie niemęski" kolor różowy).
    2. Kamizelka na suwak w orientalne wzory, z grubsza czerwono-rdzawo-złota - z Przeklętego Poliestru, ale przy założeniu na koszulę lub golf nie dotyka do skóry. W połączeniu z uszytą przez mamę koszulą z kołnierzem Słowackiego (którą dawno temu miałam na studniówce) i czarnymi spodniami stała się dla mnie sposobem na to, by ubrać się w miarę elegancko, nie rezygnując ze swojego stylu.
    3. Żółto-niebieska marynarka w kwiaty ze szmateksu w Kampinosie. Nie znalazłam świętych grzybów, to przynajmniej znalazłam marynarkę. ;)

    OdpowiedzUsuń

Ze względu na zamknięcie bloga komentarze dostępne wyłącznie dla autora i moderatorów.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.