Choć minęły długie miesiące (a nawet lata w niektórych przypadkach), zdałem sobie sprawę, że nie opisywałem nigdy moich wizyt u konkretnych "transowych" lekarzy w ramach publicznego posta. Zwykle opowiadałem to w kółko w kolejnych mejlach i wiadomościach. Może to komuś pomoże, w końcu sam szukałem takich informacji przed umówieniem się do nich. Zacznę od dr Libera, seksuologa i ginekologa. Przyjmuje w Krakowie, Niepołomicach i Warszawie, ja byłem w Krakowie. W zakładce "Lekarze" po prawej stronie są namiary. Jest to człowiek dość bezpośredni, lubiący żartować (nawet jeśli czasem są to dość grubo ciosane żarty) i raczej nie robiący problemów.
Długo wahałem się przed wizytą u dr Libera. Większość obeznanych w temacie na pewno wie o słynnych fotkach i obowiązkowym badaniu ginekologicznym. Głównie te dwie kwestia, plus finanse, powstrzymywały mnie przed pójściem do niego. Obchodziłem go dookoła, szukając innych lekarzy, którzy wystawiliby mi zaświadczenie i dali hormony. Jako że mój główny diagnosta (dr Jabłoński) współpracuje z dr Liberem, w końcu się do niego zgłosiłem, żeby mieć z głowy.
Najpierw of kors rejestracja. Z czeluści internetu wygrzebałem kilka numerów, wybrałem najpierw komórkowy. Okazało się to błędem, dr Liber odesłał mnie do "pielęgniarki", czyli rejestracji w krakowskim gabinecie. Zadzwoniłem więc tam. Pani rejestratorka i jednocześnie pielęgniarka do np. pobierania krwi jest szalenie miła i sama jej obecność odejmuje trochę stresu. ;) Próbowałem wydobyć od niej dokładne info na temat cen, ale nie była w stanie mi odpowiedzieć, twierdząc, że to zależy od tego, na jakie badania się zdecyduję. Miała rację, ale te kilka stów trzeba mieć przy sobie. Na termin nie czeka się długo, czasem uda się nawet w tym samym tygodniu.
Gabinet znalazłem łatwo, trzeba pacnąć domofon i pani pielęgniarka otwiera drzwi. W tym samym miejscu jest też dentysta, ale chyba nie przyjmuje w te same dnie co seksuolog. Po wejściu mija się korytarz z wieszakami i toaletą (jako że jest to też ginekolog, w toalecie jest dodatkowo bidet i żele do higieny intymnej). W samej poczekalni telewizor huczy tak, że często nie da się usłyszeć rozmów pani rejestratorki z pacjentami, a co dopiero tych w gabinecie lekarskim, duży plus. Ani poczekalni, ani gabinetu nie widać z ulicy. Na dzień dobry przed każdą wizytą jest mierzone ciśnienie - ponoć nie zdarzył się jeszcze pierwszowizytowy trans bez wysokiego. ;) Nie byłem wyjątkiem, więc odczekałem swoje na kanapie i zmierzono mi jeszcze raz, na spokojnie. Zwykle czeka się samemu, rzadziej z jakąś jedną osobą. Nigdy nie spotkałem więcej, jest kameralnie i komfortowo. Można się napić wody, pooglądać ryczącą telewizję, poczytać gazetkę o mammografii... ;)
Lekarz zaprosił mnie do gabinetu, usiadłem potulnie na zydelku i odczekałem aż skończy coś tam porządkować po poprzedniej pacjentce (oprócz nas przyjmuje też normalnie kobiety). Oczywiście poleciały standardowe pytania - dane, choroby, stale przyjmowane leki, okres, seks i masturbację itd itp, jak to u seksuologów. Bez jakiś wielkich szczegółów, głównie chodziło o to, czy dochodzi do penetracji. Zapytał się również o diagnozę psychologiczną, wystarczyła odpowiedź, że właśnie ją kończę u dr Jabłońskiego (mam znajomych, którzy mówili, że jeszcze nie zaczęli i też nie było problemu, także bez stresu). Dr Liber opisał mi krótko co mnie czeka itd, a że znałem to już na pamięć po poprzednich lekarzach, to nie słuchałem zbyt uważnie. Chwilę później dostałem zaproszenie na fotel. Ginekologiczny. Ciężkie westchnięcie, ściągnięcie wszystkiego od pasa w dół i jazda. Cały czas mówił do mnie w rodzaju męskim, używał mojego męskiego imienia i żartował. Kiedy okazało się, że badanie u mnie przejdzie dość boleśnie, dostałem od razu znieczulenie i sprzęt dla młodych dziewczynek. ;) Zaliczyłem zwykłe sprawdzenie "czy wszystko okej tak na oko", wymazy i cytologię. Pod koniec dr sięgnął po aparat i cyknął mi porno fotkę - teraz moja anatomia ma okazję zostać gwiazdą jakiejś seksuologicznej rozprawy. Z tego, co mi wiadomo, każdy trans czy transka mają foto-sesję u dr Libera. Przy okazji rutynowego badania dr wyrył mi guza jelita, ale ze względu na fakt, że nikt się nie spodziewał, to nie musiałem płacić za dodatkowe usg i badania rektalne (przy każdej wizycie zresztą pyta, czy starczy mi pieniędzy - podejrzewam, że gdyby nie starczyło, to mógłbym donieść później). Samo badanie, to obowiązkowe, było bezbolesne, a lekarz bardzo się starał, żeby było jak najmniej stresujące. Polecam go jako ginekologa dla transów, to na pewno. Wracając jednak do wizyty... Jeszcze na fotelu, choć już ze złączonymi grzecznie kolanami, musiałem podciągnąć koszulkę i rozpiąć spłaszczak, żeby dr sprawdził, czy nie mam jakichś podejrzanych zmian na cyckach. Przy okazji zaliczyłem komplement na temat wyglądu spłaszczaka. Z fotela zeskoczyłem na wagę, a potem moja sylwetka została zaszczycona kolejnymi fotkami (przodem i tyłem).
Po tym wszystkim mogłem się ubrać. Kiedy wróciłem na zydel, dr Liber wręczył mi skierowania na badania (krwi - ogólne, hormonalne i kariotyp) i receptę na testosteron w zastrzykach domięśniowych (Omnadren 250) z zaleceniami, kiedy rozpocząć terapię (rzetelny lekarz tego nie robi, bo skąd mógł wiedzieć, że wszystko u mnie w porządku i mogę brać tst?). Znajomy dostał też coś, co miało związek z okresem, ale nie mam pojęcia, co to było. Umiem sam robić zastrzyki, ale gdybym nie umiał, to chyba dostałbym też jakieś skierowanie do zabiegowego. Z gabinetu wywędrowałem do pani pielęgniarki, żeby dowiedzieć się o cenę wszystkich badań (cennik jest taki sam jak w zwykłych przychodniach). Kilka dni później wróciłem, zrobiłem badania, odczekałem swoje i zacząłem brać szoty na nowo (kiedyś już brałem tst, ale musiałem przerwać).
Ogólnie polecam jako ginekologa dla transów, ale jako lekarza od transseksualizmu już nie, bo gdyby dał receptę komuś, kto nie zadbał o swoje badania i psychologiczną diagnostykę wystarczająco wcześniej, to mógłby mu zrobić wielką krzywdę.
Wybieram się do Libera i strasznie się boję badania ginekologicznego :(
OdpowiedzUsuńByłem u niego niedawno, i moja wizyta wyglądała praktycznie identycznie do twojej, ale żadnych znieczuleń mi nie trzeba było robić. Tutaj super szczegółowy raport: http://autystycznekoty.blogspot.com/ Dostałem oprócz Omnadren jeszcze Danazol, który jest na zahamowanie owulacji i miesiączkowania.
OdpowiedzUsuńpo co mu te zdjęcia..? Samson mi się przypomniał
OdpowiedzUsuńDo dokumentacji i ewentualnych prac naukowych.
Usuń