Transseksualiści są różni. Łączy ich tylko kwestia płci, cała reszta może być kompletnie różna. Łączy ich nie więcej niż ludzi z jednego miasta czy o określonej barwie oczu - ot, jedna cecha. I jak to ludzie, mają tendencje do oceniania innych. Dzisiaj będzie o tym, co wydaje się niestandardowe, a jednak jest zupełnie normalne. Polecam także poczytać o ogólnych zagrożeniach ze strony "branży".
Na pierwszy ogień idzie orientacja seksualna. Od nie-transów można usłyszeć różne rzeczy, przykładowo "Skoro chcesz być z facetem, to nie łatwiej ci zostać kobietą?". Transseksualiści wiedzą, że to tak nie działa, a mimo to potrafią się zaprezentować z paskudnej strony. Potrafią zarzucić brak zdecydowania, bycie chłopczycą, wzbudzanie sensacji... A jak jest w rzeczywistości? Płeć i orientacja seksualna są ze sobą powiązane, ale jedno nie decyduje o drugim. Możesz być facetem i gonić facetów, możesz być facetem i gonić wszystkie płcie, możesz być facetem i uciekać na myśl o seksie... Jest wiele kombinacji. Jako trans k/m możesz wybierać we wszystkich orientacjach, jakie są dostępne dla innych mężczyzn (wiadomo, lesbijką jako facet nie będziesz, nawet jeśli masz cycki). Pamiętaj, że jeśli ktoś ci sugeruje bycie lesbijką, nie zawsze musi mieć złe intencje. Część transów przechodzi przez etap "a może jestem lesbijką?", tak jak część lesbijek przechodzi etap "a może jestem facetem?". Czasem transi (mniej lub bardziej świadomie) wybierają homoseksualizm, bo łatwiej im spotykać się z mężczyznami, kiedy rodzina uważa ich za kobietę. Na dłuższą metę nie warto. Udawanie innej orientacji seksualnej niż faktyczna wiedzie wyłącznie do frustracji i zmarnowanego czasu.
Czy jesteś normalny, jeśli masz inną orientację niż "jedyne poprawne" hetero? Tak.
Problemem często jest też chwila, w której trans decyduje się na zmiany. Dotyczy to zwłaszcza młodych ludzi, których na forach jest chyba więcej niż np. trzydziesto- czy czterdziestolatków. Zdarzyło mi się nieraz czytać wypowiedzi typu "Teraz to już za późno, żeby cokolwiek robić" lub "Skoro tak długo mógł żyć jako kobieta to widać nie zależy mu na zmianie płci". W rzeczywistości transi, którzy zaczynają "później", mają dojrzalsze podejście do tematu i o wiele stabilniejszą sytuację finansową niż "świeżynki", co pomaga im w szybszym przejściu zmian. Warto się też zastanowić, kiedy tak właściwie jest "później"? Nastolatkowie zakładają, że już przed pójściem na studia (19-21 lat) powinno się brać hormony i dumnie prezentować nowy dowód osobisty. Jeśli jednak ktoś nie ma rodziców skłonnych do pomocy, taki scenariusz jest mało prawdopodobny. Sam zacząłem diagnostykę przed 17. urodzinami, ale nowe papiery wyrobiłem dopiero mając 23 lata. Bez wsparcia zarówno finansowego, jak i prawnego (zgody na badania, pomoc z dyrekcją szkoły itd.), nie da się tego przeprowadzić tak szybko i gładko. Zazwyczaj za bardzo sprawnie przeprowadzoną zmianę dokumentów uważa się sytuację, w której trans kończy studia już jako facet lub idzie do sądu jako absolwent (25-27 lat). Z moich obserwacji wynika, że "późno" zaczyna się po trzydziestce. Kiedy ktoś zapisuje się na pierwsze wizyty jako trzydziestolatek (lub starszy), faktycznie może się to wydawać "przeczekane". Nie zapominajmy jednak, jak wiele czynników może wpływać na taką decyzję. Poczynając od upartych prób życia "po bożemu" (włączając w to małżeństwo), poprzez rozterki emocjonalne, na braku możliwości finansowych kończąc. Bez znajomości dokładnego życiorysu danej osoby ciężko cokolwiek powiedzieć na temat wieku, w którym podjęła się pierwszych starań o męskie życie. A nawet jeśli ktoś miał obiektywnie słabe powody, zwyczajnie się bał lub był zniechęcony, to nic się złego nie dzieje. Przynajmniej ma pewność, że to ts. Pamiętajmy również, że kiedyś nie było tak łatwego dostępu do informacji o lekarzach oraz grupach wsparcia - nie wszyscy mieli jednakowe szanse.
Czy jesteś normalny, jeśli zaczynasz później niż większość transów? Tak.
Pozostając w temacie "wcześnie/późno", można odnieść wrażenie, że ktoś, komu nie śpieszy się ze zmianami, nie jest prawdziwym ts. Większość początkujących aż pali się do nowego życia. Prześcigają się w zdobywaniu wyników badań, tworzą plany diagnozy, szkicują pozwy, widzą przyszłość w ustalonym przez siebie porządku... A wśród nich zdarzają się spokojne osoby, które dają sobie czas. Nie wyszukują lekarzy, którzy "załatwiają sprawę szybko", nie ograniczają się z powodu babskich dokumentów, układają priorytety pod kątem całego życia, a nie tylko ts. Już z samego opisu można wywnioskować, że taka osoba jest ogarnięta i rozsądna. Danie sobie czasu to jedna z mądrzejszych rzeczy, jakie można zrobić, będąc świeżo odkrytym transseksualistą. Większość osób, wbrew temu co stara się przepchnąć w gabinetach lekarskich, nie żyje jako chłopak od dzieciństwa. Najczęściej to nastolatkowie i młodzi dorośli odkrywają, co jest nie tak. To zmienia sposób, w jaki widzi się wiele spraw. Małe kroki i analizowanie samego siebie w niczym nie przeszkadzają. Oczywiście jeśli z powolnych zmian robi się w końcu uparte uciekanie, należy wziąć odwłok w troki.
Czy jesteś normalny, jeśli nie pędzisz do diagnozy i zmian w takim tempie jak większość? Tak.
Czy jesteś normalny, jeśli masz inną orientację niż "jedyne poprawne" hetero? Tak.
Problemem często jest też chwila, w której trans decyduje się na zmiany. Dotyczy to zwłaszcza młodych ludzi, których na forach jest chyba więcej niż np. trzydziesto- czy czterdziestolatków. Zdarzyło mi się nieraz czytać wypowiedzi typu "Teraz to już za późno, żeby cokolwiek robić" lub "Skoro tak długo mógł żyć jako kobieta to widać nie zależy mu na zmianie płci". W rzeczywistości transi, którzy zaczynają "później", mają dojrzalsze podejście do tematu i o wiele stabilniejszą sytuację finansową niż "świeżynki", co pomaga im w szybszym przejściu zmian. Warto się też zastanowić, kiedy tak właściwie jest "później"? Nastolatkowie zakładają, że już przed pójściem na studia (19-21 lat) powinno się brać hormony i dumnie prezentować nowy dowód osobisty. Jeśli jednak ktoś nie ma rodziców skłonnych do pomocy, taki scenariusz jest mało prawdopodobny. Sam zacząłem diagnostykę przed 17. urodzinami, ale nowe papiery wyrobiłem dopiero mając 23 lata. Bez wsparcia zarówno finansowego, jak i prawnego (zgody na badania, pomoc z dyrekcją szkoły itd.), nie da się tego przeprowadzić tak szybko i gładko. Zazwyczaj za bardzo sprawnie przeprowadzoną zmianę dokumentów uważa się sytuację, w której trans kończy studia już jako facet lub idzie do sądu jako absolwent (25-27 lat). Z moich obserwacji wynika, że "późno" zaczyna się po trzydziestce. Kiedy ktoś zapisuje się na pierwsze wizyty jako trzydziestolatek (lub starszy), faktycznie może się to wydawać "przeczekane". Nie zapominajmy jednak, jak wiele czynników może wpływać na taką decyzję. Poczynając od upartych prób życia "po bożemu" (włączając w to małżeństwo), poprzez rozterki emocjonalne, na braku możliwości finansowych kończąc. Bez znajomości dokładnego życiorysu danej osoby ciężko cokolwiek powiedzieć na temat wieku, w którym podjęła się pierwszych starań o męskie życie. A nawet jeśli ktoś miał obiektywnie słabe powody, zwyczajnie się bał lub był zniechęcony, to nic się złego nie dzieje. Przynajmniej ma pewność, że to ts. Pamiętajmy również, że kiedyś nie było tak łatwego dostępu do informacji o lekarzach oraz grupach wsparcia - nie wszyscy mieli jednakowe szanse.
Czy jesteś normalny, jeśli zaczynasz później niż większość transów? Tak.
Pozostając w temacie "wcześnie/późno", można odnieść wrażenie, że ktoś, komu nie śpieszy się ze zmianami, nie jest prawdziwym ts. Większość początkujących aż pali się do nowego życia. Prześcigają się w zdobywaniu wyników badań, tworzą plany diagnozy, szkicują pozwy, widzą przyszłość w ustalonym przez siebie porządku... A wśród nich zdarzają się spokojne osoby, które dają sobie czas. Nie wyszukują lekarzy, którzy "załatwiają sprawę szybko", nie ograniczają się z powodu babskich dokumentów, układają priorytety pod kątem całego życia, a nie tylko ts. Już z samego opisu można wywnioskować, że taka osoba jest ogarnięta i rozsądna. Danie sobie czasu to jedna z mądrzejszych rzeczy, jakie można zrobić, będąc świeżo odkrytym transseksualistą. Większość osób, wbrew temu co stara się przepchnąć w gabinetach lekarskich, nie żyje jako chłopak od dzieciństwa. Najczęściej to nastolatkowie i młodzi dorośli odkrywają, co jest nie tak. To zmienia sposób, w jaki widzi się wiele spraw. Małe kroki i analizowanie samego siebie w niczym nie przeszkadzają. Oczywiście jeśli z powolnych zmian robi się w końcu uparte uciekanie, należy wziąć odwłok w troki.
Czy jesteś normalny, jeśli nie pędzisz do diagnozy i zmian w takim tempie jak większość? Tak.
Bliskim zagadnieniem jest brak problemu z własnym ciałem (lub imieniem). Przyjęło się uważać, że trans nienawidzi swojego ciała i mdleje z frustracji, kiedy słyszy swoje oficjalne imię. Cóż, na pewno są takie osoby, a już na sto procent są ludzie (i to raczej większość transowej braci), którzy nie czują się komfortowo we własnej skórze. Należy pamiętać, że ts nie oznacza nienawiści do swojego ciała. Owszem, nie takie powinno być. Owszem, chcesz mieć typowo męskie. Owszem, dążysz do zmian. Ale w trakcie tego wieloletniego procesu nie masz obowiązku na siłę się unieszczęśliwiać i odmawiać sobie radości z życia. Choć większości osób się to nie udaje, część transów w pełni korzysta z własnej cielesności. Nie tylko w sferze seksualnej, ale także na co dzień. Brak frustracji własnym ciałem jest często odbierany jako "fałszywy ts", podczas gdy nie ma takiego wymogu. Cały transseksualizm opiera się na tym, że chcesz zmienić swoje ciało i występować w typowo męskich rolach. Nigdzie nie jest powiedziane, że jednocześnie musisz być z tego powodu wiecznie smutny. Zdarza mi się potknąć o wypowiedzi typu "moja cipka to nie żeński narząd, jest bardzo męska" czy "lubię swoje cycki, są miękkie i sprężyste". Korzystanie z tego, co masz aktualnie nie wyklucza się z chęcią zmian. Kiedy planujesz kupno nowego samochodu, nikt nie broni ci kupować fajnego, nowego drzewka zapachowego do lojalnego rzęcha, którym na razie jeździsz.
Czy jesteś normalny, jeśli nie pałasz nienawiścią do swojego ciała? Tak.
Skoro jesteśmy przy ciele, czas na wiecznie powracającą masturbację. Praktycznie wszyscy to robią (z rzadkimi wyjątkami), a jednak utarło się, że transi nie powinni. O masturbacji możecie poczytać w tym poście, tutaj natomiast chciałbym wyraźnie podkreślić: niezależnie od tego czym i w jaki sposób się masturbujesz, jest to naturalne. No chyba że odkrawasz sobie kawałki ciała, wtedy nie jest to naturalne i powinieneś o tym porozmawiać z lekarzem... Jeśli robisz to z głową (czyli bezpiecznie), nie powinieneś się przejmować żadnymi niepisanymi kodeksami masturbacji. Lubisz penetrację waginalną? Okej. Lubisz stymulację łechtaczki? Okej. A może wolisz penetrację analną lub gładzenie całego ciała? Też okej. Dopóki jesteś zdrowy, bezpieczny i nie łamiesz prawa, zawsze będzie okej.
Czy jesteś normalny, jeśli się masturbujesz i sprawia ci to przyjemność? Tak.
Rzadko spotykanym zachowaniem może być nieukrywanie swojego transseksualizmu. Choć może to wynikać z konieczności (np. sytuacja w szkole lub pracy), są też osoby, które świadomie decydują się na "ogólnodostępny" coming-out. Ma to swoje wady i zalety. Zaletą niewątpliwie jest możliwość bycia sobą bez żadnego udawania oraz mniej stresu związanego z tworzeniem iluzji genetycznego faceta. Wadami są wieczne tłumaczenia sytuacji, dyskryminacja oraz odpowiedzialność za wizerunek reszty transowej "branży". Bywa, że osoby, które żyją jako transseksualiści zamiast "jak facet", są atakowane przez innych kaemów. Uważa się je za idące na łatwiznę, celowo wzbudzające sensację lub udających ts. Jeśli taka osoba jest jednocześnie nietypowym transem (np. nosi staniki do czasu mastektomii), ataki mogą dotyczyć także psucia ogólnego wizerunku całej społeczności. Prawda jest taka, że każdy radzi sobie z ts na swój sposób. Jedni żyją jako facet, inni jako k/m, a inni jako kobiety lub uniseksy. Każdy z tych sposobów ma swoje wady, na chwilę obecną nie ma idealnego stylu życia dla transseksualisty. Tak w zasadzie nie ma idealnego stylu życia dla nikogo, zawsze się znajdzie ktoś, dla kogo będziesz krzywo oddychać. Ważne jest, żeby być wyczulonym na osoby, które ze swojego transseksualizmu robią sposób na życie. Jest to zupełnie inna sytuacja niż ta, w której znajduje się osoba po prostu żyjąca otwarcie jako ts i może faktycznie wywierać negatywny wpływ na ludzi.
Czy jesteś normalny, jeśli nie chcesz żyć jako genetyczny facet? Tak.
Ostatnią sprawą, o której wspomnę w tym poście, jest zmienna płeć i seksualność. U nastolatków jest traktowane jako naturalne, u dorosłych uznaje się to za fanaberię. W rzeczywistości odkrywanie własnej płci rzadko jest nagłym olśnieniem, po którym wszystko wiadomo. Do wniosków dochodzi się stopniowo, część osób chce w praktyce przetestować dostępne opcje. W takiej sytuacji mogą się też pojawić "problemy" z orientacją - czy jako facet muszę lubić kobiety, czy ktokolwiek mnie pociąga, a może nie kierować się w ogóle płcią, skoro to takie płynne? Napisałem "problemy" w cudzysłowie, dlatego że w praktyce to żaden problem, a jedynie proces, przez który przechodzi część z transów. Sam się do takiej grupy zaliczam. Często spotyka się drobne kryzysy typu "a może jednak nie jestem transem". Wystarczy, że komuś spodoba się damska koszulka i już zaczyna kwestionować całe swoje życie... Tymczasem to, jak wyglądasz i co nosisz zalicza się do ekspresji płci, a nie płci samej w sobie - możesz nosić sukienki z pończochami i nadal być facetem. Pamiętajmy też, że transseksualizm k/m to nie jedyna opcja płci poza kobietą i mężczyzną. Być może jesteś genderfluid, czyli osobą, która płynnie miesza obie płcie?
Czy jesteś normalny, jeśli twoja orientacja/płeć nie jest sztywno ustalona? Tak.
________
Wsparcie nadal potrzebne - pomóż autorowi!
________
Wsparcie nadal potrzebne - pomóż autorowi!
Super post, aprobuję.
OdpowiedzUsuńFacet to facet a kobieta to kobieta.
OdpowiedzUsuńZ tego co tu czytam wynika bardziej,że "w sumie czuje sie tym facetem, jestem tym facetem (nie cielesnie) ale w sumie...niech sobie będzie jak jest, niewazne ,że ludzie nie traktują mnie powaznie, cycki spoko itp.)
Może jestem ogarniczony ale gdzieś mi sie tu mija odrożnienie płci i poczucie dysforii mniejszej lub większej
Bo jeśli chodzi o narządy kobiece, to ok, nikt nikomu nie zagląda w spodnie, natomiast mysle ,że piersi to raczej nie jest powód do szcześcia u transów k/m
Nie każdy trans ma dysforię, a u większości słabnie ona z biegiem czasu. Najczęściej narażeni są na nią młodzi i/lub początkujący, którzy czują się zagubieni i bezsilni, oraz osoby, do których silnie przemawiają stereotypu kobiecości/męskości.
UsuńTrans to nie zawsze transseksualista. Istnieje też np. transgenderyzm, który - według jednej z definicji - przejawia się częściowym (a nie pełnym) dopasowaniem ciała do płci psychicznej.
Wielu transów - ts czy tg - jest w stanie żyć w swoim "oryginalnym" ciele przez długie lata. Z różnych przyczyn: finansowych, rodzinnych, światopoglądowych... Choć cycki to faktycznie najczęściej nie jest powód do szczęścia, dla części z nich nie jest to także powód do rozpaczy. Ot, wada jak krzywe nogi, wolałbyś nie mieć, ale uczysz się z tym żyć.
Oczywiście zdecydowana większość chce przejść dwie pierwsze operacje (przy trzeciej z różnych przyczyn następuje duży podział), ale warto wiedzieć, że i tacy ludzie istnieją. ;)
Szczerze Ci dziekuje za ten ostatni punkt i za wspomnienie o genderfluidach.
OdpowiedzUsuńDobrze, że piszesz o tym wszystkim, bo bym normalnie ześwirował. Ten blog jest genialny. Znajduje na nim odpowiedź na chyba każde moje pytanie. Dziękuje, że go piszesz!
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
Usuń