Byłem wczoraj w Oszą ze względu na jakieś urodzinowe promocje (pachnące kulki do kibla za dwa zeta, że o przecenionych suszonych morelach nie wspomnę). Człapię, człapię, a kiedy uznaję, że dotarłem do limitu finansowego, zmieniam kierunek człapania. Czas na kasowanie i płacenie. Przyjrzałem się kasjerom, wybrałem starym zwyczajem panią w średnim wieku, która miała na twarzy wypisane "za dwie godziny i dwadzieścia siedem minut stąd spierdalam, nic mnie nie obchodzi". Tym razem jednak się przeliczyłem, ale że nie ma tego złego, co by na śmieszne nie wyszło, powstała taka oto sytuacja...
Wykładam zakupy na kompletnie pustą kasę (w Oszą nigdy nie ma kolejek, kocham je za to). Pani sprawnie kasuje, dzieli je w siatkach na kategorie "da się zjeść", "nie da się zjeść", "co to w ogóle jest". Zawsze, kiedy pakują mi zakupy, czuję się jakby śpiewali mi "Sto lat!"... Nie wiem, co ze sobą zrobić, więc udaję uprzejmą zadumę i staram się zniknąć na kilka następnych minut. Uf, po sprawie, pani podsumowała wszystko. Niestety przekroczyłem 50zł (ah te comiesięczne duże zakupy), więc nie mogę zapłacić zbliżeniowo. Nic to, podaję pani kasjerce kartę, uzbrajając się od razu w dowód osobisty (przy okazji). Pani kasjerka skrupulatnie ogląda kartę, obracając ją w dłoniach co najmniej pierdylion razy, jakby rozwiązywała kostkę Rubika. Trudno, bywa i tak, cierpliwie czekam. Prawdopodobnie sam na siebie to ściągnąłem, zamawiając kartę z unikalną grafiką. Wreszcie następuje przełom i pani kasjerka wkłada kartę do czytnika. Wpisuję pin, po czym kątem oka zauważam, że pani kasjerka anuluje transakcję (doświadczenie na stanowisku sprzedawcy).
- Odrzuca kartę! - wygłasza triumfalnie.
Wzdycham po cichu.
- Niemożliwe, proszę spróbować jeszcze raz.
Pani na chwilę traci pewność siebie, prawdopodobnie spodziewała się innej reakcji. Postanawia zatem stanąć twarzą w twarz z problemem.
- Ale to jest karta kobiety, proszę pana.
Rzucam starannym półuśmiechem numer dwanaście i prezentuję swój dowód osobisty, ignorując niegoloną od dwóch tygodni twarz.
- O...
- To poproszę jeszcze raz. - cudem karta tym razem przechodzi.
Pani kasjerka, odzyskawszy swoją minę "za dwie godziny..." wyciąga zapisany arkusz z szuflady pod wagą.
- Mogę prosić pani kod pocztowy?
- xx-xxx. - odpowiadamy razem z brodą.
- Dziękuję.
- Dziękuję, do widzenia.
- Do widzenia, zapraszam ponownie.
Chwytam siaty i idę na przystanek, wcale nie mniej męski niż byłem przed konfrontacją z panią kasjerką. ;)
Nie wiem, czemu ona się do Ciebie przyczepiła, teoretycznie mogłeś płacić kartą swojej dziewczyny. Przynajmniej ja tak wychodzę z sytuacji.
OdpowiedzUsuńNie można płacić czyjąś kartą, chyba że masz pełnomocnictwo. Nawet jeśli to mąż lub żona. To może być kradziona karta lub użyta bez czyjejś wiedzy, a zapewnić, że to "żony, dziewczyny, babci, wróżki chrzestnej" może każdy. Część sprzedawców przymyka na to oko, bo nie chce im się robić rabanu, ale w teorii nie powinni akceptować płatności w takim przypadku.
Usuńua ja tak miałem i też zamówiłem kartę ze specjalnym motywem ale wiesz co u mnie skończyło się na oglądaniu karty i komentowaniu motywu, o a gdzie to taki mozna zamówić, w jakim banku, powiem córce napewno jej się spodoba i sobie zamówi
OdpowiedzUsuń"Odpowiadamy razem z brodą." Leję ze śmiechu! Więcej takich anegdot! ;-)
OdpowiedzUsuń